Gwałt

O zimowej ciszy w górach było już kilkukrotnie. O baśniowym świecie uśpionym, wytłumionym gigantyczną, puchową kołdrą, w którym nie słychać wody, śpiewu ptaków, szumu drzew. Lubię zatrzymywać się w zimie na szlaku (gdy nie wieje) i słuchać tego, że nie słyszę. A raczej, że słyszę „tylko” ciszę. A przecież w naszym świecie taka cisza, to coś równie unikatowego jak ciemne niebo bez jakiejkolwiek łuny. Kiedy więc tą ciszę gwałci i rozrywa na strzępy huk silnika skutera, coś we mnie pęka. Najpierw jest wściekłość, a potem zostaję ze smutkiem. I jeszcze smrodem spalin, o którym zapomnieć nie można zbyt szybko… Nie piszę tu o tych, którzy wypełniają dzięki skuterom swoje obowiązki, ale o tych, którzy jeżdżą „rekreacyjnie” po górskich lasach, polanach i halach, gdzie być ich nie powinno zarówno ze względów prawnych, jak i z przyzwoitości względem przyrody – jak się okazuje, nie tylko lasu czy zwierząt, ale także ludzi.

Poryta głównie śladami skuterów Hala Rysianka (niedzielne popołudnie).

Mam takie śmieszno-straszne wspomnienie z ulubionej bacówki, kiedy to kilka wieczornych, styczniowych godzin spędziliśmy przy jednej ławie z parą deklarującą się jako weganie i dość otwarcie próbującą przekonywać nas do swoich racji. Chłopak wybiegł potem na halę, bo przyjechali ludzie na skuterach i wśród ostrych świateł swoich reflektorów oraz huku silników niszczyli nie tylko dziewiczy śnieg na wysokości 1000 metrów nad poziomem morza, ale coś o wiele ważniejszego. Gdy nasz nowy znajomy wrócił z zewnątrz, z nieukrywanym podnieceniem opowiadał o szalejących skuterach. Nie byliśmy w stanie zrozumieć, że w tej chwili wojowniczy obrońca praw zwierząt… zniknął.

Pod schroniskiem na Turbaczu.

Obrazek spod Turbacza, sprzed tygodnia. Sobota, wieczór, gwar. Dużo ludzi, mimo że na zewnątrz najprawdziwsza zima, a GOPR codziennie od kilku dni kogoś „ściąga”. Jest tu i roczne dziecko, i grupa ratowników z psami na szkoleniu. No i panowie, którzy właśnie zsiedli ze skuterów. Ku naszemu zaskoczeniu większość z nich zdecydowanie po pięćdziesiątce, znaczy dorośli, dojrzali mężczyźni, nie żadna „gówniarzeria”. Chwilę siedzą koło nas, więc słyszymy, że rozmawiają o możliwościach dróg powrotnych, na dół. Znaczy odpoczynek i odwrót. No, prawie. Za parę chwil (już nie przy naszej ławie) grupa się powiększa, by w końcu zaanektować chyba najbardziej lubiany przez tych, co imprezują na Turbaczu regularnie, stolik obok bufetu. Oprócz piwa na stole pojawia się i wódka, a impreza trwa i trwa… Szczerze mówiąc, nigdy mi nie przyszło do głowy, że idąc w górach, zimą i po zmroku powinno się uważać na pijanych kierowców. Bo raczej szaleństwem (podobnie jak w zwyczajnych, czyli niegórskich warunkach) jest wymaganie, by to oni uważali. Więc jeśli do kogoś nie przemawia argument o ochronie przyrody czy ciszy (zapomnijmy również o cokolwiek „martwych” przepisach prawa), to może ta refleksja będzie przydatna. Sama z siebie koniec końców się śmieję – skoro wiem, że mnóstwo kierowców crossów czy quadów spożywa podczas swoich „wycieczek” w górach alkohol, dlaczego nie przeszło mi przez myśl, że to samo dzieje się w zimie. A że dzień krótki, to przecież nie ich wina…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s