Krokusowy zawrót głowy (dokładniej)

Ano, by sobie nieco horyzonty rozszerzyć, ruszyłyśmy z rabczańskiej Plasówki czerwonym szlakiem rowerowym (mającym się odłączyć od pieszego niebieskiego), którego nie było lub – uczciwiej – istniał na mapie oraz na bodajże dwóch drzewach po drodze. Grzbiecik z mapy zgadzał się z tym, co rzeczywiście było, więc bez większych problemów w odpowiednią polną drogę żeśmy trafiły. Potwierdziło się również, że zamiast czerwonego rowerowego aktualnie istnieje zielony narciarski. W sumie, czemu nie?

Tuż przed skrzyżowaniem z szosą z Olszówki spotkałyśmy przy gospodarstwach pierwsze krokusy oraz kapliczkę.

Dalej było – rzecz jasna – tylko lepiej. Łąki wsi Jasionów raz po raz każą nam się zatrzymywać i podziwiać/oglądać/fotografować maleńkie kwiatki. Idziemy żółtym szlakiem. Rozchodzimy się z zielonym, który prowadzi do Poręby Górnej i zaraz za potokiem Głębokim trafiamy na krokusowe łąki niczym z fotografii w przewodnikach… a pracujący w polu gospodarze krzyczą do nas, byśmy ich nie wykopywały [sic!].

Wchodzimy w las i zaczyna się więcej pod górę, dochodzi zielona ścieżka edukacyjna GPN, a potem po raz pierwszy spotykamy kilkoro schodzących turystów. Polana z szałasem, drewniany płot. Przyjaciółka wyprzedza mnie i po chwili woła: „Tu można dostać zawrotu głowy!”. Dochodzę do tego miejsca – i potwierdzam. Totalny odlot. Fioletowo. Krokusowo. Polana o wdzięcznej nazwie Polanki…

Tu zatrzymujemy się na dłużej. Warto…

Jeszcze Stare Wierchy, tłumy turystów, pifko, pożegnanie i przywitanie kompanii na następne cenne godziny. Następnego dnia, po jakże urokliwej nocy na Turbaczu, krokusowych atrakcji również nie zabrakło. Początkowo senne i nieśmiałe nie chciały się otwierać…

…ale wystarczyło trochę ciepłych, słonecznych promieni, by znów pokazały swoje piękno w pełnej krasie. Widać było, że płaty śniegu musiały dopiero co  zejść z Długiej Hali: trawy płaskie, zmęczone, a pośród nich dopiero początek krokusowego szaleństwa. Ci, którzy dotrą w rejon Turbacza w bieżący weekend najpewniej cieszą się ich wysypem.

Zejście było tradycyjnie – wielokrotnie już przebywanym przeze mnie na tym odcinku – Głównym Szlakiem Beskidzkim do Rabki. I pomimo niemałej ilości turystów, nie zawiodłam się. Na niemalże każdej polanie po drodze, a czasami nawet na samej drodze, wszędzie… KROKUSY. Fajnie jest w pewnym momencie osiągnąć coś na kształt nasycenia i powiedzieć: OK, już wystarczy tego fotografowania.

Piękna pogoda, jeszcze piękniejsza przyroda, zachwyt (nie tylko mój) nad tysiącami maleńkich kwiatków… Szkoda tylko, że i w taki dzień coś człowieka musi sprowadzić boleśnie na ziemię. W tym przypadku był to tak nieunikniony (bo nie pamiętam wizyty na Starych Wierchach, by się z tym nie spotkać), jak i niechciany kontakt z hałaśliwymi pojazdami (motocyklami oraz quadami). Po raz enty nie mieściło mi się w głowie, że od lat w tej sprawie najwidoczniej nic się nie dzieje, nie zmienia… Miłośnicy tych pojazdów bezkarnie i zazwyczaj z wielką swobodą i „fantazją” poruszają się po szlakach turystycznych na granicy Gorczańskiego Parku Narodowego i kto wie, gdzie jeszcze… To oni de facto mają pierwszeństwo na szlaku, a w interesie pieszego turysty jest w odpowiednim momencie ustąpić (czytaj: odskoczyć) im miejsca oraz pogodzić się z tym, że w przypadku częstego w Gorcach błota zostanie się nim ochlapanym. Nic to – obłocona (choć nie aż tak) i tak często jestem, mogę się pocieszyć. Co jednak z bezpieczeństwem zwyczajnych ludzi (często małych dzieci), dla których owe szlaki zostały poprowadzone?! [Ktoś powie – przecież nikogo nie rozjechali. Jeśli tak, to całe szczęście! Ale nie tak dawno temu dość głośno było o wypadku w TPN-ie, kiedy to turysta został poważnie zraniony przez kamień, który z potężną prędkością wysoczył spod koła motocrossu.] Co z niesamowitym hałasem, który słychać na długo wcześniej nim objawi się pojazd z jego kierowcą?! Co ze zwierzyną płoszoną i nerwicowaną przez tych idiotów?! Co ze spalinami?! Co w końcu z niszczeniem i „rozjeżdżaniem” szlaków?! Czy naprawdę nie jest w mocy Parku dla zasady, dla przykładu ustawić niedaleko Starych Wierchów (żeby nikt już nie musiał się głowić, gdzie konkretnie) dwóch strażników w kilka weekendów i powlepiać mandaty? Przecież jeżdżenie po samej granicy Parku jest chyba wystarczającym łamaniem przepisów… Nie jest?

Obawiam się jednak, że cudowna polska bezradność może iść w parze z prywatą lokalnych mieszkańców, którzy sami te procedery często uprawiają (ot, modny sposób spędzania wolnego czasu), ale również z interesami tych, którzy np. posiadają wypożyczalnie takiego sprzętu (bizness coraz bardziej popularny i opłacalny).

Na tym nie koniec opowieści o głupocie. Od początku weekendu do jego końca towarzyszył nam temat wiosennego wypalania traw. Całe połacie spalone nieraz tuż przy domostwach czy lasach; dymy widoczne na wiele kilometrów, żywy ogień „pilnowany” przez gospodarza… Nie są przestrogą prawdziwe historie o zaczadzeniach ludzi czy potężnych pożarach wzbudzonych w ten sposób; nie odtraszają  jak widać groźby odbierania dopłat unijnych; nie wzrusza tym bardziej los skowronków czy innych mieszkańców miedzy… Szkoda słów.

Żeby skończyć optymistyczniej, link do zdjęć jeszcze wklejam, dla wszystkich, którzy głodni są wiosny w jej formie krokusowo-górskiej 🙂

Link do zdjęć tutaj.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s