Gdzie (i dlaczego) pojechać jesienią w góry?… cz. III Karkonosze

Skoro w Sudety zawędrowaliśmy w niedawnym wpisie, to czas chyba oddać honory – jakby nie było – najsłynniejszemu i najpopularniejszemu pasmu tamtej części Polski, czyli Karkonoszom. Większość szlaków jest nieustannie zatłoczonych od maja poprzez wakacje aż po wrzesień, październik. Ze względu na popularne wyciągi i trasy narciarskie oraz wiele dość łatwo dostępnych – nawet przy złej pogodzie – schronisk, Karkonosze zimą również bywają pełne ludzi (rzecz jasna prócz dni, gdy widać niewiele albo nic, a wiatr nie daje iść po grzbiecie; tych jest tam co roku nie mało). Ze względu na swój graniczny i trójkulturowy charakter góry te standardowo rozbrzmiewają dwoma językami słowiańskimi oraz jednym wybitnie germańskim. Przy odrobinie szczęścia można jednak odkryć puste oblicze Karkonoszy właśnie jesienią, zwłaszcza poza weekendami.

Poranna wędrówka grzbietem na zachód. Spojrzenie w tył na Śnieżkę.

Karkonosze jesienią mogą zauroczyć kolorami traw, zwłaszcza – ale nie tylko – na terenach podmokłych, akcentami przebarwiających się tu i ówdzie, nielicznych, ale dodających uroku drzewek liściastych, no i oczywiście wszelkiej maści zmianom pogody związanym z chmurami, mgłami oraz słońcem.

Torfowiska na Równi pod Śnieżką.
Wielki wybuch?

Dla mnie osobiście jesienią właśnie, a nie zimą, Karkonosze osiągają pełnię swojej tajemniczości. Tak jakby wśród owych mgieł łatwiej było spotkać nie tylko Ducha Gór, ale też wszelkich Schaffgotschów i Morzinów, spierających się o granice 300 lat temu.

Tablica pomagająca czasami w nawigacji.

Wiele osób nie lubi w krajobrazie martwych drzew… Jakkolwiek przy całym tragizmie różnego rodzaju katastrof ekologicznych w Sudetach (m.in. w Karkonoszach), są one nieodłączną częścią ich wyjątkowego pejzażu.

Podczas jednego z jesiennych wyjazdów udało nam się cieszyć najpierw piękną jesienią, a następnie – bodaj – drugim solidnym opadem śniegu w owym sezonie. Klimat w sam raz do śpiewania kolęd 🙂

Dość niejesienna tęcza widziana z grzbietu.
Po upływie doby: Mały Staw w białej aurze.
Stary znak toru zjazdu dla sań rogatych. Co prawda śniegu nie wystarczyłoby pod sanie, ale klimat był.

Jeśli ktoś nie był w Karkonoszach, pewnie się zastanawia, gdzie pójść, gdzie spać. Klasycznym wariantem, a przy tym niezwykle efektownym, jest oczywiście przejście jak największej długości czerwonego szlaku granicznego, tnącego główny grzbiet Karkonoszy na część czeską i polską. Do sztandarowych atrakcji należy oczywiście najwyższy szczyt, czyli Śnieżka (zeszpecona niestety licznymi budynkami na kopule szczytowej; w lecie szlak na Śnieżkę to kolorowa rzeka ludzi), efektowne kotły polodowcowe (m.in. Śnieżne Kotły, Kocioł Łomniczki), liczne grupy skalne (m.in. Słonecznik, Czeskie Kamienie, Śląskie Kamienie; poza grzbietem np. Pielgrzymy).

Śląskie Kamienie (czes. Dívči kameny)

Robią wrażenie duże różnice wysokości względem głębokich dolin, zwłaszcza po czeskiej stronie (np. Obří důl czy Łabska Dolina). Zaskakują też potężne wypłaszczenia na grzbiecie, dzięki którym czasami trudno uwierzyć, że jest się w górach (najsłynniejszym jest oczywiście Równia pod Śnieżką). Jako, że Karkonosze od dawna należą do gór „ucywilizowanych” i aż nadto rozwiniętych turystycznie, nie powinna  dziwić (choć nas nadal trochę dziwi i irytuje) ilość schronisk na grzbiecie i w jego bezpośredniej bliskości. Są to zarówno obiekty naprawdę duże (np. schronisko Odrodzenie czy Strzecha Akademicka), czasami hotelowe (trzygwiazdkowy obiekt po czeskiej stronie Przełęczy Karkonoskiej, znany pod nazwą schroniska, które mieściło się w tym miejscu jeszcze parę lat temu…), jak i „kultowe” miejsca, znane często ze słyszenia nawet tym, którzy jeszcze w nich nie byli (np. Samotnia czy czeska Jelenka).

Schronisko Samotnia po nocnym opadzie śniegu.

Z podkarkonoskich miejscowości (warto pamiętać, że jest to nie tylko Karpacz i Szklarska Poręba, ale np. Przesieka czy Jagniątków) na grzbiet doprowadza nas dobrze rozwinięta siatka szlaków, prowadzących często długimi, ale nierzadko bardzo malowniczymi dolinami. Podobna sytuacja z drugiej strony granicy sprawia, że nie jest trudnym robienie wypadów (krótszych bądź dłuższych) na czeską stronę. Jeśli chodzi o nocowanie u Czechów, lepiej zorientować się wcześniej w internecie jakie ceny i obyczaje panują w miejscu, w którym chcemy spać. Rzecz w tym, że podobnie jak np. w słowackich Tatrach, część schronisk jest nimi tylko z nazwy (czes. „bouda”). W środku możemy się spotkać z ceną (i standardem) hotelowym czy odmową przyjęcia nas na noc z powodu kompletu gości. Dla lubiących noszenie namiotu na grzbiecie wspomnę, że kilka lat temu nocując latem (jesienią są pewnie nieczynne) na czeskich kempingach byłyśmy z przyjaciółką zaskoczone wysokimi cenami  oraz prawdziwym tłumem turystów z… Holandii (ilością turystów z Niemiec chyba nikt nigdzie nie jest zaskakiwany). Trudno dziwić się, że ceny (ale i standard) są sporo wyższe niż po polskiej stronie.

Długim, letnim dniem grzbiet Karkonoszy można przejść (przy dość dobrej kondycji, ale bez biegania) w jeden dzień. Jesienią jest to już niemożliwe, chyba, że ktoś się lubuje w nocnych wycieczkach (jakby ktoś pytał – niedźwiedzi w Karkonoszach podobno od dawna nie ma). Tak czy owak, by nacieszyć oczy pięknem dookoła, przysiąść to tu, to tam, warto rozłożyć taką wycieczkę na dwa czy nawet trzy dni (w zależności skąd i dokąd ruszamy). Z drugiej strony, nawet w jeden dzień da się w Karkonoszach wiele zobaczyć i dużo przeżyć.

Śnieżne Kotły widziane z dołu, z zielonego szlaku (tzw. ścieżka nad reglami).
 

Zapraszamy do obejrzenia bajkowej, zimowej panoramy okolic schroniska Samotnia: http://www.karpacz.net/pano/schronisko-samotnia/

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s