Doskonałość (Ćwilin zimą)

– Państwo z Ćwilina? – przywitała nas wieczorem Gospodyni pod Śnieżnicą. Ano, z Ćwilina. Tym razem w stu procentach. Góra o nazwie Ćwilin to drugi najwyższy po Mogielicy szczyt Beskidu Wyspowego. Byliśmy tam po raz trzeci, ale po raz pierwszy cieszyliśmy się widocznością w pełnym tego słowa znaczeniu.

Rzut oka znad Przełęczy Gruszowiec w kierunku Babiej Góry. 

Zimowy Ćwilin z zasypaną „ścianą płaczu” (jak bywa nazywany szlak niebieski od Przełęczy Gruszowiec, a raczej od Baru pod Cyckiem) oraz widocznością ostrą jak żyleta był naszym marzeniem od kilku lat. I to marzenie udało się spłenić.

Zbocza Śnieżnicy widziane z podejścia na Ćwilin.

Żadne z nas nie podejrzewało chyba jednak, że będzie tak sielankowo. Szlak bowiem pokonaliśmy dość łatwo i sprawnie. Był przedeptany, śnieg miał przyjazną stukturę, a wokół panowała prawdziwie bajkowa atmosfera…

Strome latem (a szczególnie błotnistą porą) podejście, zimą zmieniło się w dość przyjazną ścieżkę. Lekki mróz w połączeniu ze słońcem królującym na bezchmurnym niebie nie dawał się zbytnio we znaki po zakończeniu marszu. Było nawet ciepło…

Ćwilin to genialny przykład, że nie zawsze doskonała panorama musi być dookolna. Z rozległej (choć niestety zarastającej) podszczytowej Polany Michurowej widać bowiem wszystko, co warte jest zobaczenia. Na przykład: sąsiednią Mogielicę…

Małe Pieniny z charakterystyczną piramidką Wysokiej…

Gorce i Tatry…

Wielkiego Chocza…

Małą Fatrę…

Luboń Wielki i Babią Górę…

oraz Bóg-jeden-wie co jeszcze… Było w każdym razie bosko.

W takiej sytuacji grzechem byłoby niedoczekanie do zachodu słońca.

Po lewej na horyzoncie Lubań, najwyższy na zdjęciu – Gorc; przed nim Jasień. 

Wielki Chocz na horyzoncie nabiera nieco bardziej realnych kształtów.
 
Natura lubi powtarzać kształty, tylko w nieco innej skali…

Po lewej, na horyzoncie wyostrzona sylwetka Małej Fatry. Słabo widać?

Proszę – Mała Fatra z charakterystyczną piramidą Wielkiego Rozsutca (po prawej).

Ruch turystyczny, owszem, był, ale nieinwazyjny i bardzo ograniczony. Jedna większa grupka kilkunastu osób, poza tym dwójki lub pojedyncze osoby. Trudno się dziwić – piękna sobota to pewny ruch na szlakach. Tutaj jednak, w Beskidzie Wyspowym, jest on inny, „przyjaźniejszy” niż w innych, bardziej popularnych pasmach (ba, podejrzewam, że większość szlaków wcale nie była przetarta). No, chyba, że się spotyka wielbicieli pojazdów silnikowych, co niestety bywa dość upiorne. Na szczęście tym razem żadne „chłopaki” tutaj nie dotarły.

Dzień w rejonie Ćwilina nie mógł się skończyć inaczej jak posileniem się w (chyba naszym ulubionym górskim barze) Barze pod Cyckiem, a następnie doczłapaniem do Ośrodka Rekolekcyjnego pod Śnieżnicą. Tutaj po raz kolejny czekał na nas ciepły (s)pokój i cisza. Grupy akurat wyjechały, a następni liczniejsi goście mieli zjawić się następnego dnia. Jeśli dodamy do tego informację, że pobliskiego wyciągu nie słychać tam ani trochę – czego chcieć więcej? A wierzchołki Śnieżnicy – coż, muszą na nas jeszcze trochę poczekać…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s