Ale że niby jak? Że za jakiś rok miałoby nie być już tak, po prostu sprzedawanych na ulicy, baloników?
Automatów kuszących atrapami telefonów, tabletów i ajpadów?
Smakowitych reklam?
Waty cukrowej?
Znikną gry zręcznościowe?
Strzelnice?
I co najstraszliwsze – siedmiowymiarowe kino?
To jednak wciąż nie wszystko. Znikną przecież z bezpośredniego widoku maski…
maskotki…
i wszelkie inne zakopiańskie pamiątki
oraz najróżniejsze wyroby tzw. lokalne
A gdzie się podzieją ulubieńcy tłumów – Puchatek i Osioł…
Jelonek…
Owieczki i …
…i Misio?!
Czy kolorowe warkoczyki i tatuaże, aby na pewno nie będą za drogie, jeśli (o ile w ogóle) znajdzie się dla nich miejsce w pięknej galerii handlowej?
No i co ze wszystkimi tablicami, wyświetlaczami, szyldami, banerami…
No to jak to będzie? Będzie w ogóle? Uda się ten kosmiczny wręcz eksperyment? Bo jak na to patrzę, to nie wierzę. To jak próba posprzątania stajni Augiasza, ale bez patentu z rzeką.
A i naród nie wydaje się zbyt chętny do współpracy. Pożyjemy, zobaczymy. Zresztą – czy trzeba tu właściwie coś zmieniać? Przecież tu już jest swoisty park (czy też rezerwat) i do tego „kulturowy”, co by nie powiedzieć „folklorystyczny”…