Czas wrócić do wędrówek po miejscach, które choć – niejednokrotnie – cechują się wyjątkową urodą, są jednak często omijane lub niezauważane (dosłownie) z powodu niewiedzy i/lub nieumiejętności odczytywania elementów krajobrazu. A tak jak już kiedyś wspominaliśmy, jesień jest dobrą porą (choć nie tak idelną jak bezlistna wiosna) do poszukiwania śladów po nieistniejącyh już wsiach i osadach, o których w tym cyklu piszemy.
Tym razem zapraszamy na spacer w Góry Sowie, a dokładniej do najwyższej części Sokolca zwanej… Sowa. Jeśli jako skojarzenie przychodzi Wam od razu Wielka Sowa oraz schronisko leżące w jej pobliżu, to oczywiście wszystko się zgadza. Leżąca na wysokości 890 m n.p.m. dawna Eulenbaude jest bowiem jednym z nielicznych wciąż istniejących budynków tej – dawniej niezależnej – osady zwanej Euledörfel (po 1945 Sowa została administracyjnie włączona do Sokolca).
W dole widoczny parking znany dobrze turystom, którzy chcą dość sprawnie osiągnąć szczyt Wielkiej Sowy.
Aby najpełniej ogarnąć rozmiar, rozmach i malowniczość położenia dawnej Sowy, w której były m.in. schroniska turystyczne i pensjonaty, warto przejść się zielonym szlakiem z Sokolca ku schronisku Sowa.
Zanim szlak wprowadzi nas na drogę tnącą zbocze i łągodnie wspinającą się ku górze, nawet niezbyt wprawne oko będzie mogło dojrzeć na zboczu zarówno ceglane, jak i kamienne dowody na to, że kiedyś stały tutaj budynki.
Gdy już wędrujemy szlakiem, który zasadniczo jest poprowadzony starą drogą…
…jeszcze łatwiej dostrzeżemy nie tylko pozostałości podmurówek, ścian czy umocnień, ale również inne relikty, które dają nam obraz, że jeszcze nie tak dawno temu teren ten był zamieszkały…
Jeśli uważnie przechodzimy przez dawne Euledörfel i w odpowiednim momencie zbaczamy ze szlaku, może nam się udać natrafić na większe i atrakcyjniejsze relikty, takie jak te:
Niejednokrotnie jednak należy uważać – tak jak zawsze w tego typu terenie – by nie przeoczyć pod nogami czegoś, co potencjalnie może być niebezpieczne (jeśli fotografując, chcecie zrobić krok w tył, najpierw się obejrzyjcie – zapadnięta piwniczka lub – gdzie indziej – otwór studni, to naprawdę nie są w takich miejsach rzeczy niemożliwe)…
W pewnym momencie droga wchodzi w las, co bynajmniej nie oznacza, że nie mamy tu już czego szukać. Otóż nawet przy samej drodze, w gęstwinie dość młodych drzewek możemy zobaczyć takie oto „atrakcje”:
To, jak się okazało, był jedynie wierzchołek góry lodowej. Ciekawość pchnęła nas, by wejść głębiej w las, na lewo od drogi (w prawo zbocze wciąż dość stromo schodzi ku głębokiej dolinie)… Oto, co między innymi żeśmy tam znaleźli:
I tak oto wędrówka przez fragment zielonego szlaku zajęła nam kilkakrotnie więcej czasu niż przewiduje to mapa. Tak naprawdę tylko chylące się szybko ku zachodowi listopadowe słońce i coraz gorsze światło do fotografowania sprawiło, że wróciliśmy na drogę, by szybko osiągnąć wysokość budynku, który tak jak wiele okolicznych poniemieckich obiektów został po wojnie zagospodarowany przez Fundusz Wczasów Pracowniczych (kariera tych obiektów niestety nie była zbyt długa, o czym świadczą widziane wcześniej fundamenty i ruiny).
Stąd do dawnej Eulenbaude już tylko parę kroków…
Jeśli jesteście ciekawi, jak osada w cieniu Wielkiej Sowy wyglądała przed wojną, zapraszam, aby poszperać tutaj. Koniecznie.