Wędrując dziś po – świetlistym o tej porze roku – lesie koło Werchraty, możemy się natknąć na szlak biegnący w kierunku Monasterza, czyli jednego z istniejących tu niegdyś przysiółków (można spotkać również inne nazwy: Monastyr, Monastyrz). Rozwijał się on u podnóży greckokatolickiego monasteru ojców bazylianów. Dziś w środku lasu ślady po osadzie znaczą jedynie porośnięte roślinnością pagóry ruinowe, pozostałości przydrożnych kamiennych figur, kapliczka oraz zarys drogi…
Sercem tego miejsca jest oczywiście wzniesienie, na którym od XVII w. istniał klasztor oraz cerkiew. Ta druga przetrwała dłużej niż skasowany przez zaborcę w roku 1806 monaster, bo aż do lat 50-tych XX wieku, kiedy to niestety uległa zniszczeniu (spalenie? rozbiórka?). Dziś miejsca po budynkach klasztornych znaczą (zabezpieczone) otwory do piwniczek, lej studni, fragmenty murów. Tam gdzie stała cerkiew jest dziś jedynie prosty, drewniany krzyż.
Prócz tego na wzgórzu znajdują się również pochówki z różnych okresów, m.in. cmentarz z I wojny światowej oraz mogiła-pomnik członków UPA (zginęli w walce z armią radziecką; na marginesie warto zaznaczyć, że w okolicy działał „Zaliźniak”, który był odpowiedzialny m.in. za to, co stało się z Rudką i jej mieszkańcami, o czym pisaliśmy w ramach cyklu)…
Wędrując po okolicy nie sposób nie zwrócić uwagi również na miejsce u podnóża wzgórza, gdzie w latach 1891-1905 stała pustelnia św. Brata Alberta. Obecnie znaczy je metalowy krzyż zbudowany z szyn kolejowych.
Choć większości osób „pustelnia Brata Alberta” kojarzy się z tatrzańkimi Kalatówkami, to faktem jest, że pierwsze zakładane przez świętego pustelnie powstawały właśnie na Roztoczu (!). (Można o nich poczytać m.in. tutaj). Szlak, który tędy prowadzi, nosi właśnie imię nie kogo innego, a Brata Alberta.