Jadąc dwa dni temu na ultrakrótki-weekendowy, ale jakże potrzebny nam wypad, spodziewaliśmy się w Tatrach tłumów – pogoda i warunki przecież wyśnione.
Mimo to fakt, że rano w Krakowie udało nam się wsiąść dopiero do trzeciego autobusu w kierunku Zakopanego, „nieco” nas rozbroił. (Wybierając się w takim terminie i przy pewnych prognozach, lepiej kupić bilet przez internet). I rzeczywiście zarówno doliny, jak i granie, grzbiety pełne były ludzi. W taki weekend ma się wrażenie, że sezon jest w pełni, a mit pust(aw)ego września należy do dalekiej przeszłości… [Mój mąż przekonywał mnie jednak, że w sezonie jest jeszcze gorzej, tylko, że ja już tego nie pamiętam, bo wyjazdy latem w Tatry są dla mnie od lat rzadkością.] Fakt faktem, pod względem ilości turystów – jak dla mnie – prawdziwy horror.
Przekwitnięte wierzbówki z Kominiarskim Wierchem w tle.ALE. Słoneczna, piękna pogoda, o której w lipcu i sierpniu często można było tylko pomarzyć. Rudziejące trawy na grzbietach Tatr Zachodnich i zielone w słońcu polany poniżej. Ostatnie kwiaty i pierwsze obumierające paprocie. Bajecznie. I choć unikam tłumów i nie lubię (zwłaszcza w górach, zwłaszcza w Tatrach), to muszę przyznać, że w jakimś sensie nie dziwię się… Od matury jeździłam we wrześniu przez kilka lat rok w rok, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie, i powiem szczerze, że nie pamiętam tak dobrych warunków do chodzenia. I nie chcę się chyba zastanawiać, co się działo nad Morskim Okiem, czy na Orlej Perci. Cieszę się natomiast, że nam, pomimo wszystko, udało się znaleźć puste i magiczne miejsca, czy że było nam dane słuchać rykowiska jeleni. (Mam konflikt wewnętrzny, czy zdradzać, który to szlak sprawił nam tyle radości… Napiszę więc tylko, że czasami trzeba ruszyć głową i na przykład pójść tam, gdzie się nigdy nie było, bo wydawało się to za mało atrakcyjne czy ambitne 😉
Jakkolwiek wyjazd ten owocny był również w inne obserwacje. Będzie więc wkrótce o Zakopanem – o „rejonie dworców” (ponownie), o cenach dla turystów i miejscowych, o bałaganie i kampanii wyborczej na Podhalu.