Dla tych, co po różnego rodzaju pagórach nie tyle chodzą, a je „zaliczają”, dość niepozorne żółte kreski umieszczone na mapie na północ od Szczawnicy nie muszą wydawać się godne uwagi. Do schroniska zaś, koło którego szlak ów prowadzi, niejeden turysta może podejść dość sceptycznie, jako że nie leży ono w głuszy, ale praktycznie tuż nad słynnym – jakby nie było – uzdrowiskiem. Tak sobie myślę, że to jednak miłe, gdy człowiek może się pozytywnie rozczarować…
Żółty szlak prowadzący z placu Dietla najpierw na Bryjarkę (679 m n.p.m.; stąd widok na Pieniny, Szczawnicę i nie tylko) nie jest jedynym oficjalnym wariantem prowadzącym nas w kierunku Bereśnika (843 m n.p.m.) oraz schroniska położonego nieco poniżej niego (a nazywanego w skrócie tak samo jak ów szczyt). Możemy porzucić żółte oznakowania na rzecz nieco krótszego szlaku rowerowego, który na początku żmudnie wspina się pod górę po płytach (wtedy cały czas idziemy „ulicą” o nazwie Języki). Jak kto woli. Plusem jest to, że oba szlaki po niedługim czasie i tak się spotykają w pewnym miejscu, w którym trudno się nie zachwycić. Ale o tym będzie pod koniec…
Najpierw rozgrzewka – widok w kierunku Gorców, a konkretnie potężnego Lubania. Wierzbówka kiprzyca gdzieś przy ścieżce. Widok w kierunku Holicy, Sokolicy i poszarpanych Trzech Koron……oraz w kierunku Małych Pienin z charakterystyczną piramidką Wysokiej (po lewej) oraz Szczawnicą (w dole).
W zależności od wybranego wariantu po drodze mijamy większą (gdy idziemy szlakiem rowerowym) lub mniejszą ilość domów (żółty szlak sprawnie przeprowadza nas przez zalesiony fragment zbocza, a następnie wyprowadza na łąki). Tak czy owak niedługo przed schroniskiem mijamy ostatnie domostwo na naszej trasie… Na zdjęciu jeszcze rzut oka za siebie, w kierunku Pienin. Trudno tu latem zabłądzić, zwłaszcza gdy podobne (pozytywne) informacje towarzyszą nam na trasie. Z miasta do schroniska podchodzi się (w zależności od kondycji, ewentualnie ilości kilometrów, które mamy tego dnia „w nogach”) około godziny. Kto był, ten wie. Kto nie był, a bliski jest mu „bacówkowy” klimat, niech zajrzy do tego domu, bo ma on duszę. I nie dajcie się zwieść „niepokojącej” bliskości Szczawnicy. Owszem, w ciągu letniego dnia niejednego ambitniejszego kuracjusza przyciąga tu (zresztą słusznie) pyszne jedzenie oraz widoki, ale w bacówce pod Bereśnikiem można i warto odnaleźć dużo więcej. Zaś ilość pieszych wycieczek jednodniowych, które i mniej, i bardziej zaprawieni wędrowcy mogą stąd uskuteczniać, jest naprawdę całkiem pokaźna. A rano zawsze warto wstać (bądź przynajmniej wyjrzeć przez okno 🙂 A co tam – niech będzie jeszcze raz: widok sprzed bacówki pod Bereśnikiem w kierunku Tatr Wysokich i Bielskich. Skoro Tatry się objawiły, to wróćmy ta samą drogą obok ukwieconego przez całe lato ogródka… … by zobaczyć je właśnie stąd. Widok na Pieniny, łańcuch Tatr oraz przełom Dunajca rekompensuje spacerowiczom trud „wspinaczki” ze Szczawnicy na Bereśnik, a wielu co (niby) wiedzą, czego się spodziewać i tak zachwyca za każdym razem, bo przecież nigdy nie jest tak samo… No, ale gdyby ktoś chciał podążyć za szlakiem w inną stronę, nie ma problemu – żółte znaki za schroniskiem będą nas prowadzić dalej, na dodatek pięknym, bukowym lasem. Gdy już spotkamy się z Głównym Szlakiem Beskidzkim, możemy zdecydować, czy chcemy zostać w Beskidzie Sądeckim, czy może wyruszyć dużo dalej i wyżej 😉P.S. Prawdopodobnie ciąg dalszy nastąpi, ale dopiero gdy pora roku się zmieni – wtedy odkopiemy zdjęcia, gdzie kwiatów ani zielonej trawy nie będzie, za to widoczność będzie o niebo lepsza.