Jakiś czas temu, podczas jednego z wyjazdów, z powodu zawirowań pogodowych oraz ciekawości niepohamowanej, postanowiliśmy dotrzeć na kilka godzin do Zakopanego. Ot, taka fanaberia.
Skutkiem owej krótkiej wycieczki była dość przykra wizyta pod Domem Turysty, o której pisaliśmy już wcześniej. Jako że sezon w pełni, postanowiliśmy się jednak podzielić kilkoma krótkimi refleksjami na temat podtatrzańskiej „metropolii” w porze letniej, wszak pewnie wiele osób wybiera się tam jeszcze w tym miesiącu, ale może nie każdy do końca wie, na co właściwie się porywa i z czym się musi liczyć. Ja w każdym razie zupełnie nie pamiętałam, jak wygląda Zakopane w zenicie letniego sezonu… Zacznijmy od tego, że niewiele ponad dwudziestokilometrową trasę z Nowego Targu do Zakopanego bus pokonywał godzinę. Oczywiście kierowca próbował kilku, zdawałoby się sprytnych, sztuczek – objazdów, objaździków, ale każdy z nich kończył się tak samo – dojechaniem do kolejnego korka.
Kierowca mówił, że „teraz codziennie jest tak samo”, i nie ma znaczenia dzień tygodnia (było poniedziałkowe południe). W tym kontekście wręcz groteskowo brzmią zapewnienia niektórych mieszkańców i przedstawicieli władz z Podhala, którzy twierdzą, że przecież ten odcinek zakopianki (Nowy Targ-Zakopane) się… nie korkuje; a że wolno się jedzie? – to przecież lepiej.
Witamy w Zakopanem – nawet postawionego (zresztą stosunkowo niedawno) przez miasto „witacza” przesłaniają reklamy. I proszę nie dać się zwieść, to zdjęcie pochodzi z początku czerwca, w porównaniu z wakacyjnymi korkami, ówczesny ruch był niewielki.Szukajmy jednak plusów – dzięki takiej powolnej wycieczce krajoznawczej można lepiej poznać ów odcinek szosy, gdzie starszą dziesiątki nieskończonych domów, reklamy przesłaniają widok gór, a czasami co kilka metrów widać „serki”, „scypki”, „oszczypki” i „wolne pokoje”. Jest metoda w tym szaleństwie…
Jedziemy przez Poronin. Kierowca miał widocznie złudną nadzieję, że tędy będzie szybciej. Kiedyś był tu przystanek. Formalnie chyba nadal jest. Coraz bliżej do ronda, ale nikt nie ma wątpliwości, że szybciej byłoby przejść ten kawałek piechotą…Gdy już dotrzemy do komunikacyjnego centrum Zakopanego, czyli „rejonu dworców” jest jeszcze weselej.
Jak już człowiek odpowie na wielokrotnie powtarzane pytanie: „Pokoju nie potrzebujecie?”, może na przykład usiąść przy samiuśkim dworcu PKS i napawać się tętniącym życiem „rejonem dworców”. Z licznych reklam, które wypełniają szczelnie Zakopane, ta (stojąca nie przypadkiem przy zatoczce busów pod barem FIS) zwróciła naszą szczególną uwagę. Nie to, żebyśmy się wybierali, ale wycieczka z Zakopanego na spływ Dunajcem za jedyne 42 zł ?!?! Niemożliwe, przecież mniej więcej tyle kosztuje sam bilet na spływ… Ciekawe tylko, ile osób czyta (i rozumie) reklamę od początku do końca. Całkowity koszt wycieczki dla osoby dorosłej razem ze spływem wynosi nie 42, a 88 zł. Robi różnicę? To tylko jeden z przykładów na to, że należy być naprawdę ostrożnym. Kultura wśród zalewu „atrakcji turystycznych” Zakopanego. Moc atrakcji. Willa Turnia, niegdyś piękny dom, dziś rozpadające się podparcie dla budek i ulicznych stoisk. Serce pęka… „Komunikacja miejska” w Zakopanem.Przemieśćmy się jednak na najpopularniejszy deptak Polski, czyli Krupówki.
Zacznijmy od rejonu oczka wodnego… …i sprawdźmy, jak ma się budowa „lokalu usługowego” na rekordowo drogiej działce – bodajże ostatnim miejscu przy Krupówkach, z którego można (jeszcze) zobaczyć Tatry. Ano, jest – zarastająca trawą dziura w ziemi. I nic się nie dzieje. Kto wie, może to i lepiej?.. Tylko po co było rozgrzebywać i oszpecać jeszcze bardziej tą część Zakopanego? Od pamiątek różnego rodzaju może rozboleć głowa. Folklor i rękodzieło pełną gębą. No i kosze pełniejsze niż zazwyczaj na skutek pewnej akcji promocyjnej. Jest jeszcze trochę miejsca, więc nie ma co dramatyzować.Jeśli nam się uda, spróbujemy dotrzeć w rejon targowiska pod Gubałówką.
Pod Gubałówką. Koszulki „W górach jest wszystko co kocham” wyglądają w tym miejscu dość… tragikomicznie.
Wystarczy?..
Jak powiedział pan sprzedający oscypki: „No bo teraz jest szczyt sezonu, przełom lipca i sierpnia. No, jeszcze na 15 sierpnia będzie więcej ludzi”. Brzmi zachęcająco? Jak dla nas „odpoczywanie” w sezonie w Zakopanem (podobnie jak szukanie latem samotności na szlakach po polskiej stronie Tatr) to sport ekstremalny. Tyle, że zdecydowanie nie w naszym typie…
P.S. W radiu usłyszeliśmy właśnie, że na Podhale mogło zjechać na długi weekend nawet ćwierć miliona ludzi.