Tym razem będzie przede wszystkim o tym, jak zmieniają się schroniska w polskich górach… od zewnątrz.
Ostatnio dość głośno i pochlebnie bywało o projekcie współfinansowanym ze środków Unii Europejskiej o wdzięcznej i chwytliwej nazwie „Zielone schroniska” i tak się składa, że większość zmian opisanych przez nas poniżej ma związek z tym projektem (jakkolwiek nie wszystkie). Jego celem jest uczynienie ze schronisk „miejsc przyjaznych turystom, jak i ograniczenie niekorzystnego ich oddziaływania na środowisko”. Budowane więc są przy schroniskach ekologiczne oczyszczalnie ścieków, wykorzystywane zaczynają być powszechniej odnawialne źródła energii (głównie dzięki kolektorom słonecznym), segregacja śmieci ma być standardem. No i dobrze – tak powinno przecież być. W schroniskach powstają też lub są modernizowane m.in. kuchnie turystyczne oraz miejsca ułatwiające suszenie mokrej odzieży czy butów. [Jak miejsca te wyglądają i funkcjonują pozwolicie będziemy informować, gdy zgromadzimy więcej materiału i będziemy mogli porównać, co i jak się zmieniło]. Nie jest jednak tak różowo, jak się nam mogło wydawać. I nie chodzi bynajmniej tylko o to, że również w niewielkich schroniskach zaczęły pojawiać się ekrany, na których wyświetlana jest informacja o pogodzie. Chyba nie odkrywam Ameryki, stwierdzając, że nieco inaczej się to prezentuje w potężnej sieni na Turbaczu, inaczej zaś np. w kameralnej jadalni w Starej Roztoce, gdzie nie sposób owego „telewizora” nie zauważyć. Jak dla mnie płaski, migający ekran w górskim schronisku to rzecz zbędna – wydrukowany komunikat turystyczny/pogodowy lub ustna informacja od obsługi czy ratownika od lat mi wystarczały… Jednak nie o tym miało być. Tym, co bowiem szczególnie przykuło naszą uwagę znów okazały się walory estetyczne i kulturowe. Otóż z dachów schronisk zaczyna znikać gont. Zastępowany zostaje on imitacją, czymś co w formie ma go przypominać, ale rzecz jasna nim nie jest.
Jest za to tym samym pokryciem, które zastąpiło słynny dach gontowy na dawnym Domu Turysty PTTK w Zakopanem (czytaj tutaj i tutaj). I tak, tam gdzie na dachu schroniska na Polanie Chochołowskiej był jeszcze gont, już go nie zobaczymy. A owe malownicze połacie wyglądały tak:
Nie ma też już gontu na dachu zabytkowego (w pełni tego słowa znaczeniu) schroniska na Luboniu Wielkim. Było tak:

Kolejnym przykładem jest schronisko na Hali Krupowej. Na zdjęciu widać różnicę między tym, co niegdyś pokrywało całość dachu, a tym, co jest rzekomo jego nowoczesnym następcą… Może – by wszystko lepiej razem wyglądało – i stare, drewniane bale należy np. zastąpić jakowąś jaśniejszą okładziną? (Obym nigdy nie żałowała, że „wykrakałam”…).
Ze względu na kwestię kontrowersyjnej rozbiórki starego schroniska oraz wybudowanie o wiele większego, nowoczesnego obiektu Markowe Szczawiny zasługują na dłuższy akapit (innym razem), my jednak chcemy zwrócić uwagę na kwestię wiadomą. W całkiem nowym budynku rzecz jasna nie znalazło się miejsce na coś, co bliższe by było tradycyjnej architekturze schroniskowej, również jeśli chodzi o pokrycie dachowe. Wydaje się, że według decydentów pokrycie gontopodobne jest najlepszym, co aktualnie może spotkać górskie schronisko. Zresztą prawda jest taka, że nowy obiekt (proszę wybaczyć, ale z trudem przechodzi mi przez gardło/klawiaturę wyraz „schronisko” w tym kontekście) pełen jest różnorakich… imitacji właśnie.
Wspomniany powyżej budynek „od nowa” oraz zmiany związane z realizacją projektu „Zielone schroniska” to jednak nie wszystko. Jak bowiem „dostało się” bacówce na Rycerzowej (rykoszetem?)? Otóż bacówka PTTK, pierwszy z tego typu obiektów, których pomysłodawcą był Edward Moskała, doczekała się czasów, gdy nie jest przykryta gontem, a jej klasyczne, idealne zdawałoby się proporcje zostały zeszpecone poprzez zabudowanie tarasu i powiększenie w ten sposób jadalni po to, by schronisko lepiej mogło sprostać rosnącemu ruchowi turystycznemu…

Pachnie to trochę kolejnym gwoździem do trumny dla bacówek, które projektowane były z myślą o turystach indywidualnych, samodzielnych, niewybrednych, szukających kameralnej, przytulnej atmosfery oraz prostych warunków noclegowych. Skoro ośmielono się zmienić klasyczny projekt kultowej bacówki na Hali Rycerzowej autorstwa Stanisława Karpiela, wydaje się, że – o ile będzie się to opłacać – podobny los może spotkać i inne (jeszcze niezmienione) bacówki (co następne – Maciejowa?). Zasadniczo wychodzenie naprzeciw rosnącemu ruchowi turystycznemu jest ostatnio często powtarzanym argumentem, który zazwyczaj jednak obraca się tak naprawdę przeciwko tradycyjnej turystyce… Ale to osobny temat. Wspomnijmy więc jeszcze w tym miejscu, że z podobnych przyczyn dobudowano również werandę w schronisku na Hali Łabowskiej (tutaj z innych względów – doświetlenie pomieszczenia oraz otwarcie widoku – pomysł zdawał się niegłupi; jakkolwiek – dopiero jak obejrzymy, będziemy komentować) i w bacówce nad Wierchomlą (nie jest to „Moskałówka”, ale czy zrobiono dobrze, pewnie można się kłócić).
I żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie mam żalu do ajentów. Gdyby przykładowo kapało mi (i turystom) na głowę w dzierżawionym obiekcie też cieszyłabym się, że właściciel podjął w końcu jakoweś kroki. Przy tak krótkoterminowych umowach dzierżawy petetekowskich obiektów (bo takimi zazwyczaj są, jeśli nie liczyć kilku wyjątków), to właściciel winien odpowiadać za wszelkie grubsze remonty, inwestycje, ale również pilnować i samemu dbać, by walory architektoniczne czy kulturowe pewnych budynków były chronione… Czy tak się jednak dzieje? Można powiedzieć, że kwestia przebudowy bacówki jest wierzchołkiem góry lodowej. Jedno z najstarszych polskich schronisk (wspomniane wyżej Markowe Szczawiny) doczekało się tak złego stanu technicznego, że nie było mowy o jego rozbudowie, a jedynie o budowie nowego obiektu. Stary budynek nie został również – wbrew zapowiedziom – przeniesiony do skansenu… A może trzeba przestać się dziwić? W 1999 roku ze schroniska w Starej Roztoce zdjęto gonty i zastąpiono dachówką bitumiczną. Jakiś czas temu na dachu pojawiła się dobrze nam znana imitacja gontu. Czy schronisko o tak długiej tradycji oraz bardzo dobrze wkomponowanej w krajobraz architekturze nie zasługuje, by zainwestować w ów „legendarnie” drogi, oryginalny gont, by całość wyglądała… prawdziwie?
Przykładem, że się da, jest fakt, że na pięciostawiańskim schronisku, najwyżej położonym w Polsce tego typu obiekcie, jest nowe pokrycie dachowe. I jest to GONT.
Trudno mi myśleć o tym, co by się stało, gdybym zobaczyła w Pięciu Stawach Polskich albo nad Morskim Okiem inne pokrycie dachowe niż najprawdziwszy gont właśnie. Bo choć to ostatnie znajduje się w rejestrze zabytków, to jak widać nie ma rzeczy niemożliwych, skoro na Luboniu gontu (i nie tylko) już nie ma… Miłośnikom schronisk (nie tylko tatrzańskich) polecam więc – na wszelki wypadek – cieszyć oczy, póki jeszcze można…





Na szczęście obiekty na zdjęciach powyżej nie są ostatnimi w naszych górach, które pokrywa gont. Trochę się tego jeszcze ostało. Warto również zauważyć, że w schronisku na Magurze Małastowskiej nie tak dawno temu wymieniono gonty na nowe, a bywa też, że buduje się coś nowego i pokrywa gontem właśnie (przykładem niech będzie tu należąca do Politechniki Warszawskiej „Koliba” na Przysłupie Caryńskim w Bieszczadach). Jakkolwiek szybkość różnych zmian dotyczących schronisk górskich w Polsce, zwłaszcza tych należących do PTTK, może zadziwiać i to niekoniecznie pozytywnie. Warto więc mieć świadomość, że tak jak znika coś, co wydawało się piękne, oczywiste i prawie dosłownie „zrośnięte” ze schroniskami, tak i znikają dobre obyczaje, charakteryzujące te szczególne miejsca noclegowe. Możliwość rezerwacji miejsca w tatrzańskim schronisku przez internet (zwrot zaliczki w wysokości opłaty za pierwszy nocleg – pomniejszonej o 10% – możliwy jest do trzech tygodni przed terminem przyjazdu. SIC!) pewnie jest wyjściem naprzeciw oczekiwaniom KLIENTÓW, pytanie natomiast brzmi, czy jest to naprawdę potrzebne TURYSTOM?..
By zakończyć i wrócić do sedna tego artykułu pozwolę sobie zacytować fragment wypowiedzi redaktora naczelnego kwartalnika „Tatry”, pana Marka Grocholskiego z ostatniego numeru letniego [nr 3(2012)]. Krótki, acz treściwy komentarz dotyczył wydarzeń po słowackiej stronie Tatr, w Dolinie Białej Wody, gdzie starą leśniczówkę z końca XIX wieku przeznaczono do rozbiórki z powodów technicznych, a zamiast niej postanowiono zbudować nową, murowaną, podobną… „Żadna podróbka, nawet starannie i estetycznie wykonana nigdy nie będzie oryginałem. […] Takie miejsca się hołubi , konserwuje i… modernizuje, ale nie zmieniając ich zewnętrznej bryły, z wykorzystaniem naturalnych materiałów budowlanych. W parku narodowym względy praktyczne i techniczne nie powinny mieć pierwszeństwa przed argumentami historycznymi i krajobrazowymi. Jeżeli […] nie będziemy szanować naszej przeszłości, nikt też nie uszanuje nas ani tego, co mamy chronić” [pogrubienie – moje]. I nawet jeśli według kogoś to jednak nieco na wyrost w kontekście tego, co zostało opisane wcześniej, to warto zauważyć, że cytat ten śmiało można odnieść przede wszystkim do schronisk tatrzańskich, ale także do starego schroniska na Markowych Szczawinach… Dla mnie osobiście zaś argument o niemożności postawienia znaku równości między czymś oryginalnym, a „podróbką” jest koronny i dotyczy tak samo marzenia o powrocie gontu na dach – choćby – Starej Roztoki, jak i niepokoju o dalsze przebudowy/rozbudowy schronisk we wszystkich naszych górach. Nawiązujący do dawnego budownictwa gont to coś dużo więcej niż „tylko” pokrycie dachu (jeśli ktoś tego nie czuje, obawiam się, że pewnie i tak go nie przekonałam), zaś wiele schronisk prezentujących naprawdę dobrą architekturę oraz mających swoją – najczęściej niekrótką i zacną – historię niekoniecznie musi mieć zmienianą bryłę, by lepiej służyć tym, dla których zostały budowane, czyli turystom. Pewnie się powtarzam, ale wciąż chcę mieć nadzieję, że nasze dzieci jeszcze poznają drewniane, przytulne schroniska, że nie zastąpią ich murowane, zimne i przestronne molochy, które rzekomo najlepiej odpowiedziałyby na potrzeby rosnącego ruchu turystycznego…