Jest taki przysiółek w Worku Raczańskim, który nas zaczarował. Pierwszy raz przechodziliśmy przezeń latem, by potem wracać o różnych porach roku. Gdy zaczęliśmy cykl o przysiółkach, obiecaliśmy sobie, że nie napiszemy o tym miejscu więcej, dopóki nie trafimy tam w śnieżną zimę. Dlaczego? Bo tak. Bo intuicja coś szeptała. I udało się. Marzenie się spełniło, nawet słońce wyszło zza chmur na godzinę, by ułatwić nieco sprawę. A ja wreszcie mogę napisać o Zapolance.
Widok na Zapolankę i bezimienny – według mapy – (ponad)tysięcznik przypomina nam nieco klasyczne ujęcia czeskiej Jizerki z Bukovcem.
Zapolanka położona jest na grzbiecie między Redykalnym Wierchem a… Zapolanką. Wcale nie nisko, bo ok. 850-900 m n.p.m. Z dołu najbliżej tutaj ze Złatnej, nieco dalej z Ujsół (Ujsoł?! Ujsołów?!) czy Rajczy Nickuliny; z gościnnej Chaty na Zagroniu – przyjemny, nie za długi spacer. Lokalizacja ta dobrze znana jest tym, którzy gdzieś tutaj zaczynają bądź kończą swoją wędrówkę przez bajecznie widokowe hale między Redykalnym a Rysianką. Zakochać się i chcieć wracać nie jest trudno – miejsce urzeka swoją magiczną prostotą, widokami i ciszą.



Jest prawdziwie i bardzo (o)płotkowo:



Nawet gdyby bardzo chciała, Zapolanka nie może starać się o status przysiółka na końcu świata – prąd jest, po drodze do niej (czy to idąc ze Złatnej, czy z Ujsół) mija się zabudowania innych, mniejszych osiedli czy też po prostu pojedyncze domostwa. Ba, da się tu dojechać samochodem. Latem, bez większych problemów auto dotrze nawet do wyższych partii przysiółka. Zimą zresztą też nie musi być tragicznie, co jednak nie jest równoważne z tym, że jest łatwo…
O ile nie zasypie całkiem – a wtedy może to oznaczać kataklizm także w położonych sporo niżej Złatnej czy Glince – mieszkańcy, jak się zdaje, radzą sobie całkiem elegancko. I bynajmniej nie podróżuje się tutaj tylko saniami czy samochodami przystosowanymi do jazdy w warunkach trudnych, dzięki napędowi na cztery koła i/czy łańcuchom… Maleńkie „maluszki” też dają radę. Ślady na śniegu były świeże, a nasza pewność, że to był(y) „maluch(y)” jest niezachwiana i mamy na to dowody…
Wielokrotnie bowiem mijaliśmy ów garaż, także gdy jego „mieszkaniec” znajdował się w środku (kiedyś widzieliśmy tu nawet dwa „maluszki”!).
Proszę nam wierzyć, że podjazd, który ów mały samochód musi pokonywać od strony Złatnej (zwłaszcza w warunkach zimowych) może zrobić wrażenie.
Skoro zmieniliśmy porę roku, wspomnieć należy o widokowych zaletach Zapolanki. Nawet gdy widoczność nie jest zbyt dobra i tak najpewniej starczy przejrzystości powietrza, by podziwiając widoki, próbować uporządkować w głowie topografię Worka Raczańskiego (ależ kręci!) oraz jego odniesienie względem Pilska.


Nasz opis przysiółka nie byłby też kompletny, gdybyśmy nie wspomnieli o uroczo przycupniętej kapliczce, która według mapy jest częścią sąsiedniego, niewielkiego osiedla o nazwie Lory. Pozwolimy ją sobie jednak przywołać w kontekście malowniczości Zapolanki i okolic. Może nikt się nie obrazi.
Niewielkiej, drewnianej kapliczki p.w. św. Michała Archanioła nie widać ze szlaku. Trafienie tutaj nie jest jednak trudne, wystarczy mapa ze zlokalizowanymi Lorami. Jakkolwiek, póki co nie spotkaliśmy jeszcze mapy, gdzie byłaby zaznaczona kapliczka, która bynajmniej nie wygląda na całkiem nową (sic!). My, prawdę mówiąc, znaleźliśmy ją przypadkiem, gdy postanowiliśmy sobie urozmaicić dojście ze Złatnej do Zapolanki. Zamiast podążać asfaltowo-płytowym szlakiem rowerowym, poszliśmy tym razem prosto wraz ze znakami niebieskimi, następnie na wysokości mostku, zamiast skręcić ze szlakiem w prawo, udaliśmy się w lewo, gdzie leśna droga wyprowadziła nas na polanę z kapliczką. Ot, taka niespodziewanka.
Czas chyba kończyć naszą wędrówkę przez Zapolankę. Dobrze, że są takie miejsca. Jeszcze cudowniejsze jest zaś to, że wiemy, iż w samym choćby Worku Raczańskim czeka na nas jeszcze niejeden magiczny przysiółek. Oby pozostawały one jak najdłużej wolne od nieroztropnej i bardzo krótkowzrocznej komercji, która próbuje przyciągać w tego typu miejsca urlopowiczów, proponując im np. wypożyczanie zimą skuterów… Hałas silników crossów i quadów w bezśnieżnym sezonie zdaje się być wystarczająco bolesną raną zarówno na tych specyficznych organizmach, jakimi są górskie przysiółki, jak i (o wiele bardziej, rzecz jasna) na ich fantastycznym i cennym otoczeniu przyrodniczym…
Cisza.