W Jeseníkach (przedmajówkowych inspiracji cz.2)

Jeseníki (pol. Jesioniki), a dokładniej Hrubý Jeseník – całkiem spore góry, które dość łatwo można namierzyć z różnych stron (nie tylko) Sudetów za sprawą potężnej i szkaradnej wieży na Pradziadzie. Pradziad – 1491 m n.p.m., największa góra w dość szeroko rozumianej okolicy, jeden z najwyższych szczytów Sudetów, miejsce skąd widać wiele, a przy bardzo dobrej widoczności nawet bardzo wiele… No dobrze, ale jak tam właściwie jest? Od której strony „ugryźć” Jeseniki na początek? Spodziewać się tłoku niczym w Karkonoszach? Jeśli nawet mieliśmy jakieś enigmatyczne dane od znajomych znajomych, to raczej na temat sezonu zimowego („świetne tereny narciarskie”). To, że Pradziad jest pewnie oblegany, podobnie jak popularne szlaki w jego okolicy, to było łatwe do przewidzenia. Ale co poza tym?.. Różne pytania kołatały się nam po głowach, gdy w końcu zdecydowaliśmy się nasze pierwsze spotkanie z Jesenikami. Kusiło, kusiło, aż w końcu się udało.

Postanowiliśmy dotrzeć w Jeseniki bezpośrednio od ich polskiego fragmentu, czyli z Gór Opawskich. Wyruszając rano spod Biskupiej Kopy, w ciągu nieco ponad doby mieliśmy się znaleźć w rejonie Pradziada. By tak się mogło stać, mieliśmy nie tylko iść, ale również skorzystać z komunikacji publicznej. A oto co znalazło się na naszej trasie pierwszego dnia.

Skały. Te na zdjęciu (Mnichův kámen) znajdują się przy zielonym szlaku z Biskupiej Kopy do Zlatych Hor (mnóstwo na tej trasie czosnku niedźwiedziego, gdy kwitnie, musi być tam bajecznie), ale były też i inne (Chlapecké kameny), w drugiej połowie dnia, między Rejvizem a Zlatym Chlumem. Tego typu atrakcji w Jesenikach nie brakuje.

Urokliwa kaplica p.w. św. Rocha, tuż nad Zlatymi Horami. Malownicze miejsce, które w sezonie jest zapewne oblegane, jako że znajduje się przy szlaku na Biskupią Kopę, a każda góra z wieżą widokową (choć jest ich niemało) cieszy się w Czechach zasłużoną sławą. My byliśmy tu z rana, więc było cicho i spokojnie… Aż trudno uwierzyć, że ze względu na starcia austriacko-pruskie w XVIII wieku, miejsce to zostało nazwane Krwawą Górą.

Zlaté Hory. Podobno popularna wśród naszych rodaków miejscowość (cóż, jest raptem parę kilometrów od granicy, rzut beretem od Głuchołaz, w sam raz na zakupy:), dla nas po prostu pięknie położone miasteczko. Niepokorne nogi zaprowadziły nas na cmentarz. Jak zwykle okazało się – warto było: ciekawe nagrobki, malownicze perspektywy… Dobra rada: bardzo niepozorny sklep spożywczy przy głównej ulicy, mimo iż wyglądał z zewnątrz na zamknięty, był otwarty. W Czechach często nie należy wierzyć pozorom.

Rejvíz. Miejscowość, która musi być bajeczna zimą, gdy trwa sezon biegowy. Wysoko położona (750–899 m n.p.m.) ulicówka z ciekawymi przykładami drewnianej architektury. Koniecznie należy zajrzeć do starej gospody. Powodem jest nie tylko rewelacyjna zupa czosnkowa (o piwie nie ma sensu wspominać, to chyba oczywiste), ale przede wszystkim wystrój wnętrza. Oglądając nietypowe, rzeźbione oparcia krzeseł (każde przedstawia jakąś osobę), trzeba pamiętać, że oryginalne, stare meble znajdują się w sali o pięknej dekoracji snycerskiej (od wejścia na prawo; sala jest chyba zasadniczo zamknięta, ale można do niej zajrzeć przez szybę). Mieliśmy szczęście być pierwszymi gośćmi w niedzielne przedpołudnie (akurat otworzyli), ale naprawdę szybko restauracja wypełniła się ludźmi. Miejsce to z całą pewnością jest bardzo popularne wśród turystów. (Ze Zlatych Hor podjechaliśmy tutaj stopem. Jak się okazało pod koniec dnia, była to bardzo dobra decyzja, która zaoszczędziła nam nieco czasu i sił witalnych).

Velké mechové jezírko. Śródleśny rezerwat przyrody obejmujący m.in. torfowiskowe jeziorko. Lubimy klimaty drewnianych kładek pośród torfowisk, więc skręciliśmy i tutaj.

Dalekie widoki i wszechobecny Pradziad, czyli swoisty standard. To chyba jedna z naszych ulubionych zabaw w terenie – obserwowanie przez kilka dni i z różnych perspektyw góry, na którą się wybieramy – najpierw zmierzając ku niej, następnie oddalając się. W przypadku Pradziada gra taka sprawdza się doskonale. A po drodze cisza, spokój, dosłownie pojedynczy turyści.

Zlatý Chlum (875 m n.p.m.). Góra z wieżą widokową (i bufetem, rzecz jasna). Kamienne wieże lubimy chyba najbardziej. W niedzielne, skwarne popołudnie na szczycie kumulował się (bynajmniej nie gigantyczny) ruch turystyczny typowy dla takich miejsc – kilka rodzin z dziećmi, trochę rowerzystów… oraz rozbawiona grupa zrzeszonych (w czymś) pań i panów w średnim wieku wychylających kolejne kielonki.

Podobnie jak na Biskupiej Kopie panoramę z wieży objaśniają odręczne napisy (tutaj akurat na metalowej barierce). Nie zawsze więc wszystko musi być od razu oczywiste, jakkolwiek Pradziada trudno z czymś pomylić, więc punkt startowy jest…

Křížový vrch (671 m n.p.m.). Częściowo widokowe wzniesienie z kapliczką św. Anny oraz restauracją o starej proweniencji (poł. XIX w.). Niestety pierwotny budynek spłonął w 1994, na jego miejscu stanął nowy, który służy nie tylko jako restauracja, ale również miejsce noclegowe. W zeszłym roku trwała rozbudowa, wiec budynek rośnie…

Jeseník. Do tej dawnej posiadłości biskupów wrocławskich dotarliśmy bardzo późnym popołudniem i dosyć zmęczeni. Obejrzeliśmy m.in. zamek na wodzie, przywitaliśmy się z kamiennym Nepomucenem, przeszliśmy przez Rynek, który jak na warunki czeskie niespecjalnie zachwyca. Do części uzdrowiskowej niestety nie dotarliśmy. Być może ona nieco zmieniłaby nasze wrażenia z Jesenika. Czekała nas jednak jeszcze droga na camping Bobrovnik między Jesenikiem a miejscowością Lipová-lázně. Zaopatrzywszy się więc w jedynym czynnym (była w końcu niedziela, po 18-stej) – z napotkanych przez nas – sklepie (Albercie),  ruszyliśmy w drogę. Te kilka kilometrów nie należało do szybko i sprawnie pokonanych, ale radość z tego, że camping niewyglądający z daleka na czynny, jednak funkcjonuje (i to wcale nie najgorzej), była wielka. Bobrovnik jest całoroczny (wiele campingów jest czynnych od maja, część dopiero od czerwca, więc znalezienie czegoś, co funkcjonuje pod koniec kwietnia nie musi być oczywiste, mimo tego, że 1 maja jest dniem wolnym od pracy). Jak na warunki czeskie camping ten oferuje przyzwoity standard za strawną cenę. Proszę mi wierzyć, że nie jest to oczywiste. Lepiej próbować sprawdzać w internecie jakich warunków możemy się w danym miejscu spodziewać, gdyż można się baardzo zdziwić zarówno wysokim standardem i dodatkowymi atrakcjami, jak (jeszcze bardziej) horrendalnymi cenami. Ten camping możemy więc z czystym sumieniem polecić. Co prawda, nasze utopijne marzenia o smażonym serze nie miały szansy na realizację (nie jestem pewna, czy barowa kuchnia już nie działała ze względu na porę dnia, czy raczej „jeszcze”, jako że de facto byliśmy przed sezonem), a z automatem prysznicowym nie potrafiłam się dogadać, ale było mnóóóóóstwo przestrzeni na rozbicie namiotu, zimne piwo oraz pani, która obdarowała nas mapami, folderami i z zapałem przekazywała informacje, co warto zobaczyć nie tylko w najbliższej okolicy. Do tego cisza i spokój, zarówno dlatego, że camping jest w bezpiecznej odległości od szosy, jak i dlatego, że turystów nie było zbyt wielu. Było dobrze. A najlepsze wciąż było przed nami. CDN

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s