W tym roku wybraliśmy się do krokusowej Chochołowskiej na około. I to mocno. Ruszyliśmy z Zakopanego, ale bynajmniej nie powędrowaliśmy „pod” czy też „nad” reglami, lecz udaliśmy się w stronę… Gubałówki (!). Niespełna rozumu, co?.. No, to posłuchajcie…
Pierwszy raz od dawna wyciągnęliśmy mapę już w samym Zakopanem, trafić bowiem musieliśmy w szlak w kierunku Ciągłówki oraz Furmanowej. A choć nazwy te są nam skądinąd znane, to jednak nigdy żeśmy się tu nie zapuszczali. Planując naszą wędrówkę, marzyliśmy o widokach na ośnieżone wciąż Tatry, o jakowyś krokusach, które może na tle gór da się sfotografować, ot, tak właśnie – pocztówkowo. Zastanawialiśmy się, czy nasz pomysł „zadziała”. Po cichu marzyliśmy bowiem przede wszystkim o nieco innym Zakopanem, o nieco innym Podtatrzu.
I chyba się udało. Bo – bez względu na to czy ktoś to uzna za hańbiące dla podtatrzańskiej „metropolii” czy też nie – chcemy powiedzieć, że znaleźliśmy kawałki jakiegoś innego, jak dla nas lepszego i piękniejszego Zakopanego… takiego, co pachnie wsią (bardzo często obornikiem); takiego, z którego widać góry z całym ich majestatem i potęgą; takiego, gdzie nie ma nachalnych reklam i gdzie nie każdy dom musi oferować „wolne pokoje”; takiego, gdzie nie zrywa się jeszcze gontu, by zastąpić go nowoczesną imitacją; takiego, gdzie choć przez parę chwil można poczuć opłotkowy klimat i podejrzeć zwykłe, gospodarskie życie, toczące się w bajecznej scenerii…
Rzecz jasna, im bliżej najsłynniejszej (po Krupówkach) zakopiańskiej atrakcji, czyli szkaradnego deptaku na Gubałówce, tym bardziej Zakopane przypomina… Zakopane. Ale nie ma tego złego – po pierwsze można się pośmiać, a po drugie to tylko fragmencik naszej wędrówki. Trzeba było więc nam przemknąć wśród straganów, (o)scypków, grilli, fiakrów, sprzedawców, barów i bud, by dotrzeć do skrzyżowania, skąd można kontynuować wędrówkę na Butorowy albo… skręcić wraz ze znakiem informującym, że do Chochołowa jest ponad trzy godziny marszu. My wybieraliśmy się właśnie tam, czerwono znakowanym szlakiem im. Powstania Chochołowskiego. Początkowo prowadzi on szosą, co przy lokalnym ruchu, który wcale nie bywa mały, może być męczące. To jednak tylko kawałek. Poza tym, niechęć do tego typu atrakcji szybko rekompensują nam widoki krokusowych łąk.
Po paru chwilach asfalt znika, droga wprowadza między pola i pastwiska. Jest już tylko lepiej…
Widok w kierunku Turbacza.



Mankamenty? Owszem. Niedzielne popołudnie, kiedy przemierzaliśmy urokliwe (i niemal bezludne) przestrzenie między Gubałówką a Chochołowem, okazało się być porą (być może) ulubioną przez miejscowych fascynatów jazdy na quadach i crossach (również dzieci i młodzież, zazwyczaj bez kasków…).
Cóż, nie można mieć wszystkiego, jak się zdaje. Zmieniające się perspektywy i absolutnie nieznane nam wcześniej widoki to i tak ogrom piękna… O krokusach nie wspominając. Jeśli ktoś poszukuje krokusowych łąk w okolicach tatrzańskich, na dodatek z dala od tłumów, które nie tylko fotografują owe urocze kwiatki, ale również zadeptują i rozjeżdżają je samochodami*, niech wybierze się na spacer polnymi drogami. Po prostu. Małe, fioletowe piękności można spotkać w wielu miejscach szeroko rozumianego Podtatrza. Spacer opisywanym szlakiem może stanowić dobry początek tego typu poszukiwań, bo krokusów na tej trasie na pewno nie zabraknie (rzecz jasna, już w przyszłym roku;).
*Byśmy nie byli gołosłowni – oto bardzo późnopopołudniowy widok na część Siwej Polany, która służy za parking, gdy tłumy szturmują Dolinę Chochołowską w sezonie krokusowym (i Bóg-wie-kiedy-jeszcze). Tutaj też rosną krokusy, które są przecież pod ochroną. Jak widać, na terenach zarządzanych przez Wspólnotę Leśną Uprawnionych Ośmiu Wsi priorytet jest jeden. I bynajmniej nie jest nim ochrona przyrody. Szkoda więc, że ci sami fani krokusów, którzy wyciągają wielkie obiektywy fotograficzne na Polanie Chochołowskiej, nie wykazują się refleksją i niszczą areały krokusowych łąk. Głupota i krótkowzroczność. I choć prawdą jest, że z widokiem fioletowej Polany Chochołowskiej mało co może w naszych górach wiosną konkurować, to warto spróbować również czegoś innego…Szlak między Gubałówką a Chochołowem nie jest krótki (ponad 10 km), co pozwala na cieszenie się wspaniałymi widokami całkiem długo. Z drugiej strony jest to trasa, na którą spokojnie może się wybrać rodzina nawet z małymi turystami czy osoby nie mające rewelacyjnej kondycji fizycznej. Nie znaczy to bynajmniej, że idzie się po płaskim. Warto natomiast się nie spieszyć, mieć zapas czasu, bo są miejsca, które zdecydowanie zachęcają do dłuższego postoju. Nam po całodniowej, niespiesznej wędrówce starczyło jeszcze czasu, by po dojściu do Chochołowa złapać stopa(!), dojechać do wylotu Doliny Chochołowskiej oraz niespiesznie (i mocno pod prąd) doczłapać do schroniska.
Na zejściu do Chochołowa.Mamy też dosyć mocne przeczucie, że trasa ta będzie się nam podobać nie tylko wiosną…