Zima w górach ma to do siebie, że jest niezwykle cicha.
W odpowiednich warunkach zastygają w tej ciszy stawy, strumienie, potoki i wodospady. Jednak nie tym razem. (Cóż to za zima zresztą, kiedy zaczynają kwitnąć lepiężniki, a niedźwiedzie – podobno przynajmniej niektóre – nie śpią). Parę dni temu, jeszcze w nocy, przed świtem, usłyszeliśmy… Morskie Oko. Pękanie lodu i… absolutnie niezwykłe – jak to nazwać? – bulgotanie. Chwilę zajęło nam upewnienie się, że to nic innego, ale staw właśnie.
Wraz z nastaniem dnia spektakl nie ustał, zaś termometr przy schronisku o siódmej rano wskazywał sześć stopni powyżej zera.
P.S. Ale zima ponoć nadchodzi, warto więc pamiętać, że taka tafla, nim znów solidnie zamarznie, będzie mieć słabsze punkty…