Zachodzę w głowę, jak to się dzieje, że różnej maści mocarze (mężczyźni, kobiety, młodzi, starzy, „mieszczuchy” i „kwalifikowani”…) mają siłę wnosić – czasami na znaczne wysokości – napoje (bezalkoholowe, alkoholowe, w opakowaniach szklanych, metalowych, plastikowych…), nierzadko w znacznych ilościach, a następnie nie mają siły (?), a może miejsca w plecaku (?) znieść pustych opakowań na dół. Jak to się dzieje, że półlitrowa butelka wódki/kilka puszek piwa/butelka wody mineralnej ciąży bardziej, gdy jest już pusta? No jak?..
Dlaczego ktoś, kto ma siłę wnieść butlę gazową do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich lub beskidzkiej bacówki (doświadczony turysta, ktoś powie), nie ma refleksji, że butelki po jego wódce czy puszki po (przyniesionym przez niego) piwie, ktoś z tego miejsca będzie musiał zwieźć po leśnych wybojach lub wręcz… znieść. I nie piszę teraz o tych, którzy zdaje się w ogóle nie myślą i wyrzucają wszelkie opakowania gdziekolwiek (droga/ścieżka/las/staw/góry…), potwierdzając w ten sposób swoją obecność i bardzo małą kulturę osobistą. W tym przypadku szkoda słów. Mam na myśli ludzi, którzy w różny sposób (często niewerbalnie) deklarują, że są ludźmi gór, w górach jest wszystko, co kochają itd. itp… Schroniskowe kosze na śmieci pełne pustych butelek po wódce i puszek po piwie – pamiątek po piątkowej czy sobotniej imprezie, bywają wspólnym mianownikiem zarówno dla grup znajomych, których jedynym wysiłkiem było dojście do schroniska najkrótszą drogą, jak i dla starych „wyjadaczy”, afiszujących się przynależnością do takich czy innych klubów/towarzystw/grup. Nie raz widziałam również nieposprzątane po długich nasiadówach stoły w jadalniach czy świetlicach, pozostawione najwyraźniej do „ogarnięcia” obsłudze. Podobnie dzieje się w pokojach schroniskowych. Szkoda, że turyści przestają odróżniać schronisko od pensjonatu czy hotelu (jakkolwiek wydawałoby się, że kultura osobista obowiązuje przecież wszędzie).
W schronisku, w którym zrobiono to zdjęcie nie sprzedaje się ani kefirów, ani takiej wody mineralnej, ani rzeczy w małych szklanych opakowaniach, ani…
Wydawałoby się, że właśnie ludzie chodzący sporo po górach powinni dość szybko się zorientować, że kilogramy śmieci pozostawianych przez turystów (zarówno tych, którzy jedynie zaglądają do schroniska, jak i tych, którzy w nim nocują) są realnym kłopotem dla dzierżawców czy właścicieli obiektów położonych w górach. Zostawianie w schroniskach pustych opakowań po rzeczach, które sami żeśmy tam wnieśli z dołu jest zwyczajną głupotą, a często też zakrawa na bezczelność. Podobnie jak zostawianie śmieci w lesie czy wysoko na szlaku. Te śmieci same nie znikną – albo ktoś je będzie musiał posprzątać i znieść/wywieźć, albo zostaną skrzętnie „przejrzane” przez dzikich mieszkańców lasu (którzy zasmakowawszy w resztach ludzkiego pożywienia, tym chętniej będą w przyszłości szukać źródła pokarmu np. w okolicach schronisk), albo będą się rozkładać przez dziesiątki, bądź setki lat. Wszystkie opcje są ponure, krajobraz zeszpecony, a zły przykład niestety owocuje.
W tym kontekście warto też zwrócić uwagę na wyrzucanie przez osoby palące resztek po papierosach. Problem ten dotyczy również naszych miast, gdzie można mieć wrażenie, że dosłownie otaczają nas pety. Jest chyba jednak jeszcze smutniejsze, gdy siedząc na wysokogórskiej przełęczy – wśród zdawałoby się dzikiej, czystej przyrody – pomiędzy kamieniami i skałami możemy dostrzec pozostałości po chwilach relaksu tych, którzy tutaj palili. [O wyrzucaniu niedopałków w lesie nie ma nawet sensu pisać]. Ludzie kochani, to naprawdę można (trzeba!) zabrać ze sobą! Wystarczy pudełeczko, np. po zapałkach.
No dobrze, ktoś powie, ale papierosy są maleńkie, a takie butelki, plastikowe opakowania po daniach w 5 minut?.. Spieszę z odpowiedzią. Wydaje się, że najmniejszy problem jest z tym, co najczęściej wędruje z nami w góry, czyli wodą mineralną. Nawet duże butelki po niej z założenia są czyste (mam na myśli to, że nie ma niebezpieczeństwa, że wycieknie z niej np. jakaś lepka ciecz), a przede wszystkim dobrze się zgniatają. Łatwo jest je przytroczyć do plecaka (nawet większą ilość), schować w jakiejś bocznej kieszeni lub pod klapę. To ostatnie miejsce często jest również optymalne, jeśli chodzi o przenoszenie większej ilości „wyprodukowanych” przez nas śmieci. I naprawdę nie potrzeba tutaj żadnych specjalnych worków (jakkolwiek te mocne, przeznaczone na śmieci nieraz mogą być przydatne na wyjazdach) – wystarczy nieprzedziurawiona reklamówka oraz nieco pomysłowości w przygotowaniu do transportu np. puszek po piwie (lepiej, żeby nic z nich nie ciekło, prawda?) czy plastikowych opakowań (które nawet jeśli kiepsko się zgniatają, to często można je zapakować niczym matrioszki – jedno w drugie). Warto oczywiście brudne opakowania nieco oczyścić (wodą, piaskiem, papierem toaletowym…), by zminimalizować szansę pobrudzenia czy to plecaka, czy tego, co znajduje się w jego wnętrzu.
Bycie wiernym zasadzie, że jak wniosłem pełne, to puste znoszę, naprawdę nie wymaga geniuszu, jedynie czasami nieco pomysłowości. Zazwyczaj jest tylko i wyłącznie kwestią dobrej woli.
P.S. Uprzedzając pewne pytania, od razu informuję – nie, nie jesteśmy abstynentami i owszem, bardzo często wnosimy do góry swój własny prowiant.