Valaská Dubová, czyli w cieniu dużej góry

Lokalne autobusy jeżdżące między Rożomberkiem a Dolnym Kubinem w pewnym momencie zbaczają z głównej trasy i wspinają się do góry wśród starych domów, krytych w większości czerwoną dachówką. Nie sposób przegapić ten moment. To właśnie Valaská Dubová, czyli Wołoska Dębowa ze swoim bajecznym położeniem, zabudową i… legendą.

Jeśli ktoś schodzi z Wielkiego Chocza właśnie do tej miejscowości, jest duża szansa, że wypatruje jej niczym oazy. Duża, honorna góra ma prawo powodować duże zmęczenie. W naszym przypadku skwar i perspektywa nieleniwego popołudnia, potęgowały potrzebę zregenerowania sił właśnie tutaj. (Do tego mieliśmy w pamięci malownicze obrazy z poprzedniego dnia, kiedy to właśnie nasz autobusik przemknął przez tutejsze strome uliczki).

Gdy domostwa ukazują się po raz pierwszy turystom schodzącym niebieskim szlakiem, same w sobie nie muszą jednak wcale wydawać się atrakcyjne…

Po paru chwilach pod nogami pojawia się asfalt, ulica prowadzi nas nieustannie w dół, tak jakbyśmy do tej pory stracili zbyt mało wysokości… (Szczyt Wielkiego Chocza to 1611 m n.p.m., Valaská Dubová leży niemal 1000 metrów niżej, na wysokości ok. 650 m n.p.m.).

Stara miejscowość (wzmiankowana już w XIV w.) zazwyczaj ma swoje kilka zdań w przewodnikach, ale też nikt nie pisze, że „trzeba” tutaj przyjechać. Na Słowacji jest przecież wiele miejscowości z zabytkowym układem zabudowy (ulicówka z domami ustawionymi szczytami do drogi), a Wołoska Dębowa interesuje turystów zazwyczaj z dwóch powodów – stąd wielu startuje na Chocza (lub z niego schodzi), innych przyciąga natomiast opowieść dotycząca Janosika. Choć ponoć niespecjalnie ma się to do prawdy historycznej, podanie głosi, że właśnie w tutejszej karczmie miał on być pojmany.  A że stara karczma ma swoją następczynię, naród ciągnie, by właśnie tutaj się posilić. Podobnie zresztą i myśmy zrobili.

Choć jest to w tym momencie restauracja (i pensjonat), a nie swojska gospoda, to i tak jest dobrze. Ceny były przyzwoite, a bryndzowe haluszki naprawdę rewelacyjne. To, że zimne piwo smakowało, to oczywiste. Widok natomiast był taki:

Właściwie nieco bardziej ucywilizowana karczma oraz drewniana rzeźba w centrum miejscowości to jedyne elementy, które można nazwać czymś „pod turystów”. Byliśmy tutaj w drugiej połowie lipca (2013 r.). Ruch był naprawdę niewielki. Może akurat tak żeśmy trafili, może była to kwestia upału, a może po prostu kolejny dowód na to, że tutaj jest inaczej. Zamiast kramu z tandetnymi pamiątkami (którego z całą pewnością moglibyśmy się spodziewać, gdybyśmy byli w Polsce) spotkamy najzwyklejszy, bardzo „uśpiony” sklep spożywczy. Stare fragmentu zabudowy i czerwona dachówka na tle nieba – tuż obok jasnych skał i ciemnej zieleni lasów – sprawiły, że było tak, jak trzeba, karpacko…

I tak nas zaczarowało.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s