Parę słów o kilku czeskich i słowackich kempingach (i nie tylko)

Jako że regularnie zdarza się nam poszukiwanie aktualnych informacji o różnych miejscach typu schroniska i kempingi w Czechach i na Słowacji oświeciło mnie, że – zwłaszcza w kontekście rozpoczynających się dla wielu szczęśliwców wakacji i sezonu urlopowego – i my możemy się podzielić paroma praktycznymi informacjami z tego zakresu.

Poniżej przedstawiamy więc krótkie (wybiórcze i subiektywne) recenzje kilku miejsc, o których raczej niełatwo znaleźć informacje po polsku. Piszemy je z perspektywy turystów „plecakowych”, którzy zazwyczaj (choć nie zawsze) spędzają jedną noc w danym miejscu, dobytek noszą na plecach, ale śpiąc u południowych sąsiadów najczęściej rezygnują z przygotowywania własnych posiłków na rzecz korzystania z dobrodziejstw lokalnej kuchni. Choć my sypiamy zazwyczaj we własnym namiocie, w większości z poniższych kempingów istnieje możliwość wynajęcia domku lub… namiotu.

Kemping z widokiem? Tak, poproszę.

Wybierając się na kempingi czeskie i słowackie warto sprawdzić w internecie (większość z nich ma strony internetowe, są też dobre serwisy, które wydają co roku zaktualizowane katalogi dostępne również on-line, np. tutaj), kiedy zaczyna się sezon w danym miejscu – nie ma bowiem jednej daty wspólnej dla większości kempingów. Oczywiście w lipcu-sierpniu wszystko, co prowadzi działalność, jest czynne. Kempingów w tych krajach jest więcej niż u nas, prezentują też bardzo różne standardy – te „wysokogwiazdkowe” z atrakcjami typu aquapark (tak, tak…) itp. mogą turystę nastawionego na niedrogi nocleg niemile zaskoczyć.

Gwoli wyjaśnienia – najpierw podajemy nazwę miejsca, potem lokalizację, w nawiasie zawarliśmy datę ostatniego pobytu. To, że gdzieś jest napisane „kwiecień” nie musi oznaczać, że kemping w kwietniu oficjalnie funkcjonuje(!); kilkukrotnie zdarzyło nam się spać w ostatnie dni kwietnia na kempingu oficjalnie czynnym od 1 maja (i pamiętajcie, że po czesku „květen” znaczy tyle co nasz maj).

SŁOWACJA

Tilia Camp Gäcel, Dolny Kubin, Orawa (sierpień 2013, ruszaliśmy stąd na Wielkiego Chocza) – najsmutniejszy z kempingów, które w ostatnim czasie odwiedzaliśmy – ponuro, momentami bardzo. Prócz terenu pod namioty znajdują się tam budynki noclegowe, które nie wyglądały jednak, jakby ktoś mógł w nich nocować. Ogólne wrażenie bałaganu, wręcz „porzucenia” terenu. Łazienki i toalety zdecydowanie potrzebowały remontu – wszystko trochę jakby z innej epoki plus problemy bardzo podstawowe, np. ze światłem. Niezachęcająca kuchnia turystyczna (z czajnikiem). Nie było możliwości zamówienia ciepłego posiłku, a sam bar został zamknięty wcześnie (ok. 17.00?). Jakieś 20 minut szosą w stronę miasta jest „Penzion Koliba”, gdzie dość dobrze karmią. Do sklepu trzeba iść jeszcze kawałek, dlatego jeśli zmierzamy na kemping z Dolnego Kubina, właśnie w nim należy się zaopatrzyć we wszystko, ewentualnie zjeść po drodze. Na szczęście liczne rodziny z dziećmi i miłośnicy sportów wszelakich (kajaki, rowery…), którzy też nocowali na kempingu, uwolnili nas od poczucia totalnej upiorności tego miejsca. Jakkolwiek, następnym razem raczej będziemy szukać noclegu gdzie indziej.

Wielki Chocz widziany z kempingu.

Autocamping Varín, Mała Fatra (lipiec 2013, stąd zaczynaliśmy robić główny grzbiet Małej Fatry) – jeden z lepszych kempingów, na których byliśmy – dużo przestrzeni plus praktycznie wszystko, czego człowiek może potrzebować. Jedynym, ale niemałym problemem była twarda jak skała ziemia  – nasz namiot stał na słowo honoru, przymocowany tylko kamieniami, których na kempingu jest mnóstwo. Być może trzeba było się po prostu rozbić w tłoku i ścisku tam, gdzie stały jedna przy drugiej przyczepy kempingowe. Może to kwestia zmęczenia, ale zarówno po południu, jak i rano wędrówka z kempingu do centrum miejscowości dała nam popalić – uliczki z domami kręcą i dwukrotnie skróty okazały się zgubne. Dla turystów pieszych kemping dobry raczej na jedną noc. Dla zmotoryzowanych jak najbardziej nadaje się na bazę wypadową.

Autocamp Račkova dolina, Tatry Zachodnie (sierpień 2013) – całkiem dobry punkt wypadowy w niektóre rejony, z tym, że trzeba się też pogodzić z dreptaniem Drogą nad Łąkami, czyli zachodnią częścią magistrali biegnącej u podnóży Tatr, co momentami może być mało fascynujące. Do głównej drogi i autobusów też nie ma rzutu beretem… – cóż w tych górach po prostu jest daleko. Kemping jest duży i nawet w szczycie sezonu, gdy naprawdę bywa tłoczno, jakieś miejsce bez problemu się znajdzie; jakkolwiek z wbiciem się w ziemię może być problem (momentami jest dość twardo). Jadłodajnia i bar działają i nieraz ratują życie po całodniowej wędrówce. Prysznice mało przyjazne, bo kolektywne w sensie dosłownym; na szczęście nie koedukacyjne (póki co;). Gdy z rana zobaczycie ludzi, którzy ciągną w kierunku odwrotnym niż toalety, to wiedzcie, że idą zająć sobie kolejkę do niewielkiego sklepiku… Ci, którzy nie odstoją swojego przed otwarciem, muszą być bardzo cierpliwi już po nim. My nie byliśmy – tempo pań sprzedających (system sklepu nocnego – okienko i krata, patrz zdjęcie) nas zabiło. Jakkolwiek, nie trzeba iść do Pribyliny;)

Rijo Camping Stará Lesná, Tatry Wysokie (sierpień 2009) – główna jego zaleta to fakt, że jest położony rzut beretem od przystanku kolejki – popularnej i przyjaznej turystom elektriczki, bezsprzecznie najlepszego sposobu podróżowania u podnóży Tatr (eh, szkoda, że u nas się nie da). W porównaniu z ogromnym, chyba już niefunkcjonującym Športcampem pod Tatrzańską Łomnicą (niegdyś na południowy-wschód od Łomnicy były trzy kempingi, ostał się bodaj jeden), jest bardzo kameralny. Położony wśród drzew, na terenie oczywiście knajpka. Łazienki były dość proste, a za mycie jest dodatkowa opłata. Generalnie bez szaleństw, ale bardzo dobrze, że w ogóle jest.

CZECHY

Autokemp Kamenec, Teplice nad Metuji , Góry Stołowe (kwiecień 2008; kwiecień 2014) – popularny wśród Polaków kemping. Bardzo tłoczny w takie terminy jak np. majowy weekend. Dla nas na jedną lub dwie noce zawsze sprawdzał się dobrze. Dość proste warunki, ale jest wszystko, co trzeba (m.in. kuchnia turystyczna oraz lodówka). No i jeden z moich ulubionych gospodarzy. W Teplicach rzecz jasna jest wszystko – sklepy i knajpki, informacja turystyczna, połączenia autobusowe, pociągowe… Zarówno sprzed samego kempingu, jak i z miasta wychodzą szlaki turystyczne. Można też podjeżdżać pociągiem.

Camping Božanov, Góry Stołowe (maj 2014) – dość kameralnie, czysto, schludnie, przed sezonem jak dla nas – absolutnie bajecznie, choć nie najtaniej (klientela to głównie Holendrzy i Niemcy). Warto z innych względów. Kto tam trafi, pewnie szybko zrozumie. Przemili właściciele – Holendrzy. We wsi co najmniej dwie gospody, sklep, zabytkowy kościół. W sezonie na kempingu działa bar.

Chatová osada Ostaš, Police nad Metují, Góry Stołowe (kwiecień 2008, maj 2014) – malownicze położenie pod lasem, przy szlaku do skalnego miasta; mili gospodarze; bar otwarty do późna; bardzo „sprawna” restauracja (śmialiśmy się, że mają czeską kuchnię w wersji fast food – niemniej było czym napełnić żołądek i było smacznie); zamykane łazienki (najpewniej dlatego, że chętnych do korzystania z nich byłoby więcej niż osób płacących za nocleg;); bywa tłoczno (miejsce jest popularne przede wszystkim wśród wspinaczy; wrażenie tłoku w ciągu dnia mogą też robić przechodzący tędy turyści). Niestety namioty są stłoczone na dość małej przestrzeni w niedużej odległości od miejsca pod ognisko.

Pod Ostašem.

Autocamping Bobrovnik, Lipová Lázně, Jeseniki (koniec kwietnia 2012) – duży kemping w pobliżu szosy, ale nie w bezpośredniej bliskości. Poza sezonem nieco uśpiony (kuchnia restauracji nie działała). Prysznice na monety(!) mnie pokonały (i okradły;); skromna kuchnia turystyczna z lodówką. Przemiła pani z obsługi. Nawet w przypadku turysty plecakowego można by się pokusić o spędzenie tutaj więcej niż jednej nocy – można zrobić jakieś „kółka” w górach oraz posiłkować się komunikacją publiczną.

Penzion a kemp Mlýn, Velké Losiny, Jeseniki (maj 2014) – choć informacje w serwisach sugerują, że tutaj też rozbijemy namiot, trzeba wiedzieć, że nie jest to kemping z prawdziwego zdarzenia, a raczej przystosowana pod namioty przestrzeń blisko domu (plus kilka miejsc w przyczepie kempingowej, domku…), przy głównej ulicy miejscowości (Rudé armády, czyli… Armii Czerwonej; łatwo trafić). Warto jednak wziąć pod uwagę spanie w pokoju – ceny są przyjazne, jest czysto, schludnie. Duża, dobrze wyposażona kuchnia, w której można przygotować posiłek. Sympatyczni, bardzo pomocni gospodarze to Polacy, stąd goście to też przede wszystkim rodacy (ze wszystkimi tego konsekwencjami). Warto spróbować piwa, które jest tu serwowane. Do pałacu jest rzut beretem, do sklepu spożywczego i knajpek też. Na stację kolejową też nie jest zbyt daleko.

Autokempink Hejnice, Góry Izerskie (lipiec 2009) – jak na to, że położony praktycznie w centrum (sympatycznej) miejscowości całkiem przestronny. Dobry stosunek jakości do ceny. Niezły punkt wypadowy także dla niezmotoryzowanych turystów. Więcej o Hejnicach i okolicach również tutaj.

I jeszcze coś trochę z innej beczki:

Kašparova chata na Adamu, Petrovičky/Mladkov, Góry Orlickie (lipiec 2013) – pięknie położone, prywatne schronisko, popularne wśród czeskich turystów miejsce, żeby zajechać zjeść i pojechać dalej (mimo, że blisko stąd do drogi, to nie przeszkadza). Pokój na jedną noc zarezerwowaliśmy wcześniej, mejlowo. Nikt nie prosił nas o zaliczkę, ale nie wiem, czy to standard (na stronie internetowej jest obecnie elegancki wykaz jasno pokazujący, że im wcześniej robimy rezerwację, tym mniejszą zaliczkę wpłacamy). Właściwie trudno stwierdzić, czy byliśmy gdzieś wpisani czy nie, pani, która nas obsługiwała, była dosyć zaskoczona (na szczęście mieliśmy wydruk mejla z odpowiedzią). Spaliśmy sami w pokoju czteroosobowym na poddaszu (rezerwowaliśmy pokój dwuosobowy) o standardzie jak najbardziej turystycznym. Niestety po upalnym dniu, nastała ciepła noc i mimo uchylonego okna nie dało się spać z powodu duchoty. W ciągu dnia i wieczorem można się za to najeść i napić.  Miejsce pod namiot potencjalnie jest (trudno to wywnioskować z danych/zdjęć w internecie), ale jako że pani była mało komunikatywna, nie wiemy, jak gospodarze reagują na takie propozycje.

Kašparova chata o wschodzie słońca.

W kontekście Kašparovej chaty możemy znaleźć w sieci tak skrajne określenia jak „hotel” (zupełnie bez sensu; niestety mnożące się, jak grzyby po deszczu serwisy rezerwacyjne nagminnie wprowadzają ludzi w błąd, nie tylko w tym przypadku) oraz „schronisko górskie” (horská chata), spieszę więc z wyjaśnieniem. Warto pamiętać, że zarówno w Czechach, jak i na Słowacji pojęcie „chata” jest bardzo szerokie i względne – może oznaczać zarówno typowe schronisko, gdzie nikt nas na dół nie odeśle (to raczej wysoko w górach, tam gdzie powrót na dół to już wyprawa), jak i coś w rodzaju czy to pensjonatu czy agroturystyki – wszystko jest możliwe. Bardzo często „chaty” to po prostu samodzielne domki pod wynajem na weekend czy na urlop. [Ostatnia możliwość zdaje się być w Czechach i na Słowacji o wiele bardziej popularna niż w Polsce. Jest ona też zazwyczaj najbardziej ekonomiczną opcją dla rodzin lub grup, nawet kilkuosobowych]. Kašparova chata warunkami przypomina faktycznie górskie schronisko po małym liftingu, ale kto chcąc w nim nocować, nie zrobi wcześniej rezerwacji, postąpi tak, jakby chciał spać w miejscu takim, jak niektóre prywatne schroniska w Polsce, gdzie nikt nie chce słyszeć o przyjmowaniu turystów na nocleg zastępczy – albo więc będą miejsca, albo nie, a wtedy najpewniej trzeba będzie ich szukać gdzie indziej. Podsumowując, bardzo wątpię, by w Kašparovej chacie można było spać z przypadku na podłodze – zwłaszcza, że do cywilizacji z innymi kwaterami nie jest bardzo daleko…

Może nie jest tego w sumie jakoś bardzo dużo, ale mamy nadzieję, że się przyda.

Część druga TUTAJ

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s