Mój pierwszy i ostatni Sylwester w górskich okolicznościach przyrody spędziłam w schronisku pięciostawiańskim. Zderzenie się z sylwestrowo-schroniskową rzeczywistością na zawsze wywarło na mnie piętno. Od tamtej pory czuję się bowiem absolutnie zwolniona z marzeń o Sylwestrze w romantyczej scenerii, która otacza jakieś górskie schronisko w Polsce. Zagęszczenie osób totalnie nieprzygotowanych na zimowe wędrówki, jak i tych, które nie potrafią odłożyć mocnego alkoholizowania się na wieczór (albo przynajmniej popołudnie), ścięło mnie z nóg. Ludzie spali dosłownie wszędzie, w noc sylwestrową do jadalni nawet nie weszłam (nie dało się), a to, że faceci dali sobie po mordach dopełnia jedynie obrazu. Fakt, sama byłam wtedy młodsza i głupsza, ale lekcję pojęłam.
W ciągu ostatnich lat standardem stało się, że termin okołosylwestrowy generuje w ofercie wielu schronisk tzw. pakiety. Płacimy określoną cenę, w której mamy nocleg lub kilka noclegów, tzw. zabawę sylwestrową (pojęcie bardzo szerokie – czasem płaci się de facto za wstęp na jadalnię, czasem w cenie jest i jedzenie, i symboliczny szampan) oraz ewentualne inne atrakcje. Trudno dziwić się właścicielom lub dzierżawcom schronisk, że sięgają po takie sposoby zarabiania pieniędzy – termin cieszy się kultem, zaś ludzie faktycznie potrafią rezerwować noclegi w „ciasnych” terminach, a następnie, nie zjawiwszy się, zostawić schronisko puste, bez żadnych konsekwencji. Z drugiej strony pakiety nieraz odstraszają cenami, łatwiej więc wtedy spotkać tych, dla których wiedza dotycząca gór to tyle, co posiadanie drogich ubrań lub też tych, którzy po prostu spędzają czas w schronisku (np. cztery dni pod rząd). Pakiety potrafią się też niesamowicie „rozciągać” tak, że dla osób wędrujących i rzadko śpiących w tym samym miejscu dwie noce pod rząd jakikolwiek wypad po świętach (a jeszcze przed Sylwestrem) robi się trudniejszy logistycznie. Jeździliśmy tak kilka lat (ścigając się z pakietami), ale i to nam przeszło. Schroniska są wtedy naprawdę nabite, a atmosfera coraz bardziej specyficzna.
Od lat spędzamy więc Sylwestra w bardzo kameralnym towarzystwie i nie tęsknimy za panującym wtedy na popularnych szlakach klimatem. Ludzie w miejskich butach, godzinę przed zmrokiem wybierający się z Pięciu Stawów na Szpiglasową Przełęcz? Proszę bardzo – przecież, jak sami powiedzieli: „tamtędy chyba najszybciej do Morskiego Oka”. Przeliczenie się z siłami, jeśli chodzi o kopny śnieg? Dla wielu osób wyjazd sylwestrowy, to często pierwsze zetknięcie się z zimą, a nie wiedzieć czemu wiele osób uważa, że dojście do schroniska jest zawsze bezpieczne. Nie bez kozery czas sylwestrowo-noworoczny jest okresem niezmiernie wypadkowym w naszych górach. Niestety większość negatywnych wrażeń typu chłód, trud marszu czy przemoczone buty zostaje wypartych dzięki wielkiej imprezie, która potem następuje. Refleksji często więc nie ma, a w następnym roku jest jedynie powtórka z rozrywki. Oczywiście, wciąż nie brakuje tych, którzy dzień spędzają na szlakach, a wieczory pod dachem, ale często hałaśliwa gawiedź nie pozwala ich zauważyć.
Wszyscy, którzy natomiast żyją romatycznym przeświadczeniem, że pakiet pakietem, ale jak przyjdziemy po zmroku, to przecież wyrzucić nas nie mogą, tej nocy mogą się zdziwić. No i znów kij ma dwa końce, bo z jednej strony schronisko to zawsze schronisko i o ile nie ma bezpiecznej możliwości zejścia w dół do innego noclegu, to ma obowiązek przyjąć, choćby człek spał w przedsionku, z drugiej zaś – każdy średnio inteligentny człowiek ma świadomość tego, że w schroniskach bywają w tym czasie imprezy dodatkowo płatne, a gospodarze nie muszą być bardzo uradowani z tłumu „spadochroniarzy”. Lepiej więc dwa razy się zastanowić, a na pewno unikać miejsc z wątpliwą pod tym względem sławą (zgaduję, że dość dobrym wyznacznikiem może – choć pewnie nie musi – być tutaj kwestia spania na podłodze w zwykłych terminach). Poza tym, czy naprawdę warto?..
Jeśli mimo całej tej pisaniny nie zniechęciliście się do sylwestrowej wyprawy, mam jedną tylko sugestię (i prośbę), zlitujcie się nad mieszkańcami lasów i nie odpalajcie tam fajerwerków i petard. Zwłaszcza w parkach narodowych, ale i wszędzie tam, gdzie pojedziecie, by być nieco bliżej dzikiej przyrody. Odpuśćcie – wybuchy i światła są na miejscu w miastach, tutaj ani trochę…