Krótka instrukcja obsługi Saksońskiej Szwajcarii

Planując wyjazd do Saksońskiej Szwajcarii (Sächsische Schweiz), nie znaleźliśmy na polskich portalach zbyt wiele informacji praktycznych o tym rejonie. Oczywiście, łatwo odszukać widoki Bastei, trudniej natomiast zorientować się, co jeszcze zobaczyć, ile to wszystko kosztuje i czy w ogóle warto. (Na temat czeskiej strony regionu już nieco łatwiej o informacje, ale też bez przesadnej obfitości). Wygląda na to, że o drukowanym przewodniku po polsku można jedynie pomarzyć, a nie każdy chce sprowadzać coś napisanego w obcym języku.

Warto więc na dobry początek poszperać po stronach parku narodowego lub może jeszcze bardziej przyjaznej w obsłudze stronie www.saechsische-schweiz.de, gdzie znajdziemy m.in. różnorakie (aktualne!) broszury w PDF do ściągnięcia/wydrukowania/używania (KLIK). Można się więc szybko zorientować, co jest polecane jako miejsca szczególnie warte uwagi i nawet jeśli nie będziemy chcieli nosić wydruków ze sobą, to rekonesans w domu będzie znacznie łatwiejszy. Park narodowy Saskońskiej Szwajcarii posiada wiele punktów informacyjnych. Nam bardzo spodobały się punkty bezobsługowe, które pełnią również funkcje edukacyjne (na jednej z map mamy je zaznaczone jako NP-Infostelle). Jest tam zawsze wystawa, multimedia, eksponaty, zdjęcia… Spodoba się zwłaszcza dzieciom, ale nie tylko. Ponadto oczywiście będziemy mogli zabrać z takiego punktu foldery, które akurat są nam potrzebne, czy to broszury dotyczące wybranego sposobu turystyki (np. plany i profile tras rowerowych) czy… kompletny rozkład jazdy pociągów i wszelkich autobusów w CAŁYM regionie.

Punkt_informacyjny_Parku_Narodowego_kolo_Grosser_Winterberg

Punkt informacyjny parku narodowego na Grosser Winterberg, czyli drugim najwyższym wzniesieniu po tej stronie granicy (556 m n.p.m.).

Komunikacja w Saksońskiej Szwajcarii nie jest dla polskiego turysty specjalnie tania (choć obiektywnie dla mieszkańców Niemiec z całą pewnością nie jest ona droga; wyjątkiem bywają jedynie środki komunikacji, które mają charakter stricte turystyczny – zwiedzanie niby-zabytkowym autobusem, jazda starym tramwajem, płynięcie sentymentalnym statkiem po Łabie –  za to zazwyczaj trzeba zapłacić jak za atrakcje, nie jak za komunikację), jest natomiast absolutnie przewidywalna, pewna, czysta i sprawna. Miejsca są ze sobą dobrze skomunikowane, co ułatwia turystykę taką jak my uprawiamy – czyli pieszą, niezorganizowaną. Wiadomo, czasami trzeba podejść, by dotrzeć do odpowiedniego przystanku, ale na miłość boską – jesteśmy w górach. Rzecz jasna wszystkie rozkłady i informacje o taryfach (zwłaszcza o biletach, które pozwalają zaoszczędzić, np. ważnych po obydwu stronach granicy Tageskarte Elbe-Labe, czyli odpowiedniku znanego nam biletu Euro Nysa, czy biletach rodzinnych – Familientageskarte lub grupowych – Kleingruppenkarte) oraz rozkładach znajdziemy na stronach: www.vvo-online.de czy www.ceskesvycarsko.cz. Niech dowodem na sprawne funkcjonowanie tamtejszej komunikacji będzie to, że jadąc do Drezna i Saksońskiej Szwajcarii musieliśmy się zmierzyć ze strajkiem maszynistów. Wierzcie, gdyby u nas normalność wyglądała tak, jak u nich strajk, nikt nie narzekałby na kolej.

Saska_Szwajcaria_pociag_w_Kurort_RathenTypowy pociąg osobowy, który łączy Miśnię i Drezno z rejonem Saksońskiej Szwajcarii.

Góry te są oczywiście u swoich podnóży dość mocno ucywilizowane, jednak z naszego krótkiego rekonesansu wynika, że tak naprawdę prócz ponurego, paskudnego, na oko rodem z poprzedniej epoki kompleksu hotelu i pawilonu koło Bastei (sic!), nie natrafiliśmy tam na nic, co faktycznie psułoby krajobraz. Można więc znaleźć urokliwe miejsce takie jak Amselfall, gdzie do sztucznie (tj. na życzenie, za drobną opłatą) powiększanego wodospadu przyklejona jest urocza gospoda. Z drugiej zaś strony nie należy też przesadzać z tym poczuciem „ucywilizowania”, a przez to i (nieraz złudnego) poczucia bezpieczeństwa. Gdy wybierzemy szlaki zagłębiające się w skalne ścieżki przez wiele godzin możemy odciąć się od wszelkich schronisk, restauracji czy dróg. Dochodzące do tego częste podejścia i zejścia, zdobywanie skalnych punktów widokowych i ostrożne pokonywanie ubezpieczonych odcinków może sprawić, że coś, co się jawi na mapie jako niewielkie kółko o długości 5 kilometrów, w rzeczywistości może nam zająć ładnych kilka godzin i naprawdę solidnie zmęczyć.

Saksonska_Szwajcaria_Amselfallbaude

Amselfallbaude, czyli urokliwa gospoda i schronisko przy niewielkim wodospadzie. Oczywiście nie używamy tu wyrazu „schronisko” w naszym rozumieniu.

Warto też zauważyć, że na wspomnianej powyżej stronie można znaleźć również informacje, które pozwolą nam się choć nieco zorientować w stopniach trudności szlaków po niemieckiej stronie (link). Tutaj na uwagę zasługuje fakt, że na szlakach, które w Polsce byłyby nazwane szlakami dla spacerowiczów (co nie znaczy, że nie było tam podejść), spotykaliśmy również osoby niepełnosprawne, poruszające się o kulach, ewentualnie starsze – podpierające się laską/kijem. Na szlakach nieco bardziej wymagających (mamy tu na myśli odwiedzony przez nas rejon Schrammsteine), choć wydaje się, naprawdę bardzo dobrze ubezpieczonych, na pewno ruch był obiektywnie mniejszy, ale i tak można było spotkać wiele osób, które w Polsce, będąc w podobnym wieku (choć zapewne w nieco innym stanie zdrowia), najpewniej wybrałyby bardziej bierną formę odpoczynku. W Saksońskiej Szwajcarii widok państwa po 60 roku życiu dziarsko pokonujących skalne trudności wydaje się być czymś całkiem zwyczajnym.

Turysci_w_Saksonskiej_Szwajcarii

Nie należy więc lekceważyć jakichkolwiek szlaków (zwłaszcza gdy wybieramy się na nie z/lub jako osoby, które niekoniecznie kochają drabinki, łańcuchy czy klamry lub mają lęk wysokości), myśląc, że skoro tacy starsi państwo stamtąd idą, to na pewno będzie banalnie. Warto też mieć świadomość, że odczucie trudności tego typu odcinków jest absolutnie subiektywne, a dodatkowo zależy od suchości skały oraz warunków typu deszcz i wiatr. Przy nieodpowiednich warunkach każdy szlak może robić się o wiele trudniejszy. Warto te mieć świadomość, że część szlaków jest jednokierunkowa (np. druga, ubezpieczona połowa niebieskiego szlaku prowadząca od strony Schrammsteinbaude do krzyżówki ze szlakiem zielonym prowadzącym w lewo na Schrammsteinaussicht). Informacja o tym znajduje się przy początku/końcu danego odcinka, jakkolwiek my na mapie takich informacji nie mieliśmy, potencjalnie więc można się czasami zdziwić. Jako że Niemcy kochają porządek, osobiście nie ryzykowałabym chodzenia pod prąd i ewentualnej konfrontacji z innymi turystami. Poza tym – po to wprowadza się ruch jednokierunkowy, by było bezpieczniej i prościej.

Saksonska_Szwajcaria_ubezpiecznia_na_szlaku_ku_Schrammsteine_Aussicht

W drodze ku Schrammsteinaussicht.

Mój Mąż cieszył się niezwykle, gdy zobaczył pierwsze drabinki, ja wręcz przeciwnie. Dość szybko jednak się okazało, że ubezpieczenia są poprowadzone naprawdę dobrze, a drapanie się na kolejne fantastyczne punkty widokowe, czy pokonywanie czegoś, co można by wręcz nazwać mini graniówką, jest bardzo przyjemne i dostarcza wiele wrażeń. Czasami wydawało mi się, że przesadzono tu i ówdzie z ilością łańcuchów czy klamer, prawdopodobne jednak, że były one zakładane z myślą o mokrej skale. [Nie byliśmy w miejscach, o których pisze się, że są najtrudniejszymi szlakami w parku, jak więc tam wygląda sprawa – nie opowiemy].

Szlaki po niemieckiej stronie oznaczone są różnymi znakami graficznymi – czy to tak jak u nas, czy też po prostu tabliczkami informacyjnymi, na których znajdziemy nazwę drogi/trasy oraz wymienione najważniejsze punkty, przez które przechodzi szlak, czasami informację o tym, że szlak łączy się z innym (znany dobrze większości wyraz „Anschluss”), rzadziej szacowany czas przejścia. Jak się w tym połapać? My, nauczeni doświadczeniem zeszłorocznej wizyty w Górach Łużyckich, zaopatrzyliśmy się w mapę i czeską, i niemiecką (czy dokładniej – austriacką). Jak na ironię tym razem okazało się, że mapa czeskiego wydawnictwa Geodézie On Line (jeśli dobrze rozumiem, wydana dla firmy Eurokart  mapa „Elbsandsteingebirge/Labské Pískovce” 1:25000; wyd. 2012) sprawdziła się o niebo lepiej po niemieckiej stronie niż owa druga, co do której założyliśmy, że będzie lepiej korespondowała z niemieckim oznakowaniem szlaków. Na mapie czeskiej szlaki były pozaznaczane odpowiednimi kolorami, a dodatkowo wszelkie nazwane drogi czy szlaki były podpisane (bardzo, ale to bardzo przydatne! Tradycyjne nazewnictwo ścieżek, leśnych dróg czy innych traktów możemy w Polsce spotkać np. na mapie Karkonoszy, u nas jednak nie używa się tego nazewnictwa przy znakowaniu szlaków i na tablicach informacyjnych. W Saksońskiej Szwajcarii brak tych nazw na mapie może nas wyprowadzić na manowce). Warto wiedzieć, że poza ścisłą strefą ochrony parku narodowego (niem. Kernzone, oznaczona zawsze tabliczkami), prócz licznych szlaków znakowanych, istnieje również sieć ścieżek, która jest nieznakowana w terenie kolorami, ale można się po nich legalnie poruszać; są one oznaczone na rozstajach dróg (np.: dojście/zejście do…). W tym kontekście również jedynie dobra mapa z pozaznaczanymi ścieżkami będzie nam pomocna. Zupełną odwrotnością była mapa austriacka („Elbsandsteingebirge”, 1:25000, wyd. Kompass), na której wszystkie szlaki były oznaczone na czerwono, a to co je różniło to był różny typ linii (przerywana, ciągła itd.). Dodatkowo na liniach tych tu i ówdzie znajdował się mały znaczek graficzny, który mówił, jak w terenie powinna być dana ścieżka oznaczona (np. poziomy pasek między dwoma białymi paskami, kolorowe koło na białym kwadracie itp.), a także oznakowania typu „trasa spacerowa” (ludzik w kwadraciku), „ubezpieczenia” (drabinka w kwadraciku) itp. Dla nas mapa nieczytelna i mało funkcjonalna, zwłaszcza, że nie posiadała kompletnego nazewnictwa dróg/ścieżek/szlaków. Wydaje się zresztą, że nawet niemieccy turyści (innych praktycznie nie spotkaliśmy po tej stronie parku) miewają problemy z odczytywaniem oznakowania na mapach i w terenie. W ciągu jednodniowej wycieczki w rejon Schrammsteine i Grosser Winterberg dwukrotnie byliśmy pytani o drogę (okazało się również, że i tutaj turyści chadzają bez mapy…), raz widzieliśmy też rodzinkę, która wyraźnie próbowała się doczytać gdzie są i jak mają iść. Dobra mapa to więc podstawa, a czujność na szlaku i permanentna kontrola swojego położenia podczas wędrówki to chyba jedyne, co może uchronić przed pomyłkami w tej plątaninie skał i ścieżek.

Saska_Szwajcaria_oznakowania

Turystyka rowerowa wydała się nam może nie aż tak popularna jak w czeskich górach, ale na pewno o wiele bardziej niż u nas w kraju. Sieć dobrze znakowanych i zagospodarowanych ścieżek rowerowych, a także środki komunikacji przystosowane do transportu rowerów (przede wszystkim pociągi, ale i niektóre autobusy, np. w weekendy i wakacje), kultura kierowców oraz kultura samych rowerzystów, sprawiają, że nawet będąc piechurem nabiera się ochoty na rower. Do Czesko-saksońskiej Szwajcarii można np. dojechać ścieżką rowerową wzdłuż Łaby… z samego Drezna. Rzecz jasna na wiele ścieżek w parku rowerzyści nie mają wstępu, ale z całą pewnością nie będą się nudzić. Warto pamiętać, że jeśli szlaki piesze i rowerowe szlaki idą wspólnie, pierwszeństwo zawsze ma pieszy. Piechurzy powinni natomiast przestrzegać wyznaczonych dla siebie pasów, jeśli takowe są poprowadzone równolegle do właściwej ścieżki rowerowej. Tam się naprawdę tego przestrzega, dzięki czemu jest po prostu bezpieczniej.

Co do zaopatrzenia w żywność to bywa różnie. W niewielkich miejscowościach typu „Kurort” nie należy liczyć na niskie ceny, ale najpewniej, w razie potrzeby, kupimy praktycznie wszystko, co jest niezbędne. W Rathen kupiliśmy przepyszny chleb, a pani była tak miła, że pokroiła cały bochenek… nożem elektrycznym (krajalnicy nie było). (Póki co kupowany w niemieckich piekarniach chleb doskonale się sprawdza na naszych wyjazdach – jest smaczny, nie rozpada się i długo nadaje się do jedzenia – w ciągu tygodnia zjedliśmy dwa bochenki i dwa czeskie rogaliki). W Bad Schandau są co najmniej dwa dyskonty (Lidl i Penny). Jeśli wysiadając z pociągu odpuścimy sobie prom i udamy się mostem na drugą stronę rzeki, to kierując się do centrum, miniemy obydwa markety. Tutaj ceny zwykłych produktów są porównywalne lub niewiele wyższe niż u nas, wybór jest duży i można kupić wszystko, łącznie z zimnym sokiem pomarańczowym czy colą (w Penny; lodówki do napojów w dyskontach to wcale nie jest oczywista kwestia). O samym zaopatrzeniu (i jedzeniu) na kempingach pisaliśmy wcześniej. W restauracjach/gospodach przy szlaku można mówić o „taniości”, gdy 0,5 l piwa kosztuje mniej niż… 3 euro.

Saksonksa_Szwajcaria_widok_na_Labe_i_Bad_Schandau

Widok na Łabę z mostu w Bad Schandau.

O czym jeszcze warto pamiętać, podróżując w niemieckie góry? Oczywiście o tym, że tutaj (podobnie jak w Czechach czy na Słowacji, by wymienić tylko naszych sąsiadów) za ratownictwo górskie trzeba zapłacić. Jak się można spodziewać – wcale niemałe pieniądze. Góry to zawsze góry (nawet takie, których najwyższy szczyt mierzy mniej niż nasza Łysica w Górach Świętokrzyskich), a strzeżonego… No właśnie.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s