Przy całym szacunku do zimy, pory – na zmianę – absolutnej ciszy w górach i najpotężniejszych żywiołów, nie ma naszym zdaniem w Tatrach nic bardziej mistycznego niż jesień…
Ta jednak również ma niejedną twarz. Może być jasna i przejrzysta, a może być mroczna, ciemna, mglista i groźna. Wszystkich, którzy tęsknią za jesienią w górach (niekoniecznie w Tatrach), zapraszamy na krótki spacer po dwóch popularnych rejonach – Hali Gąsienicowej oraz Czerwonych Wierchów. Przyjrzyjcie im się w skrajnie różnych okolicznościach…
Powyżej zarejestrowane przez aparat przebłyski słońca/nieba na Hali Gąsienicowej wśród jesiennej ponurości (gdy byliśmy na grani, chmury otaczały nas bardzo szczelnie…), a poniżej już zupełnie inny dzień, dokładnie rok później, również w połowie października.
W głębi Bystra.
Z prawej charakterystyczna sylwetka Krywania.
Giewont w zaszczytnej roli podnóżka Czerwonych Wierchów.
Potężna jak zawsze, zawieszona ponad Orawą – Babia Góra.
Giewont ponownie w swoim nieśmiałym wydaniu.
W głębi Pasmo Lubania, z prawej – Radziejowej.
P.S. Oczywiście, gdyby chcieć przedstawić klasyczny, bardzo jesienno-mglisty dzień z Tatr, musielibyśmy opublikować zdjęcia, które ukazywałyby, jak to powiedzieć… bezmiar zszarzałej bieli plus (ewentualnie) podający śnieg/deszcz. Takich, z różnych względów, obiektywnie robi się mało, poza tym, kto by to chciał oglądać(?)…