Czy niecała doba pozwala, by zobaczyć wszystko to, co warte jest zobaczenia w Bańskiej Szczawnicy? Na pewno nie.
Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Czy taki czas wystarczy natomiast, by się zakochać w tym miejscu i poczuć jego klimat – zdecydowanie tak. Położone na wysokości ponad 600 m n.p.m. miasteczko przytula się do Szczawnickich Wierchów, pasma mało znanego przeciętnemu polskiemu turyście. Miasteczko-perełka wpisana na listę UNESCO słusznie przyciąga odwiedzających, co nie znaczy, że poza sezonem nie można się tu ucieszyć spokojnym klimatem czy (momentami) wręcz miłą, senną atmosferą. (Jakkolwiek, domyślamy się, że wiosną i latem wygląda to pewnie cokolwiek inaczej). My na krótką, ale niezapomnianą wizytę wybraliśmy październikową niedzielę.
Jeśli chodzi o historię miasta, to starczyłoby napisać, że to najważniejsze w średniowieczu miasto górnicze Węgier, równocześnie było jednym z najstarszych i najbogatszych tego typów ośrodków w całej Europie. Szczyciło się zasobami złota i srebra, których to wydobycie i przetwórstwo stymulowało zasobność okolicznych mieszkańców i samego grodu. I choć były i momenty trudniejsze w wielowiekowej historii miasta, tak jak w XVI w. (zapaść górnictwa, zagrożenie ze strony Turków), to Bańska Szczawnica zdołała się odrodzić (podobnie jak górnictwo), czego doskonałym dowodem jest pierwsza w Europie Akademia Górnicza założona właśnie tutaj w 1770 r. Eh, nie ma co przepisywać przewodników – zapraszamy po prostu na spacer po malowniczych zaułkach, placach i wzgórzach.
Jeśli dotrzemy tutaj komunikacją publiczną, to idąc zarówno z dworca kolejowego, jak i z centralnego przystanku autobusowego znajdującego się przy rondzie i sklepie Billa (to miejsce/przystanek nazywa się „Križovatka”; w Szczawnicy nie ma typowego dworca autobusowego), nasza trasa ku zabytkowej części miasta prowadzić będzie ulicą Dolną, a następnie Kammerhofską. Stąd już tylko rzut beretem czy to na Plac Świętej Trójcy, czy ku Staremu Zamkowi.
Perspektywy ulicy Kammerhofskiej, prowadzącej ku sercu miasta.
W głębi wieże Starego Zamku oraz kościoła św. Katarzyny.
Niestety, mimo tego, że przybyliśmy do Szczawnicy koło południa, nie udało nam się zwiedzić wewnątrz żadnego z tutejszych kościołów – wszystkie były już pozamykane. Wyjątkiem był kościół farny (podominikański, Wniebowzięcia NMP), gdzie mogliśmy zajrzeć do przedsionka.
Pomnik Andreja Kmeta oraz kościół podominikański (XVIII w.).
Kościół św. Katarzyny (XV w.), po prawej, w głębi słup morowy na Placu Świętej Trójcy, po lewej – ratusz.
Jak na porządne miasto na tej szerokości geograficznej przystało, centralny plac zdobi barokowy słup morowy, który upamiętnia zarazę z roku 1711.
Stary Zamek, to nieco podobnie, jak w przypadku Bańskiej Bystrzycy oraz Kremnicy, o których pisaliśmy wcześniej, zbiór budynków z różnych epok (i o różnym charakterze – są więc baszty, jest i kościół), tworzący malownicze połączenie. Jako że czas (oraz światło słoneczne potrzebne nam do zdjęć) dość mocno nas ograniczał, zrezygnowaliśmy ze zwiedzania zamku, czytaj tutejszego muzeum. Jesteśmy pewni, że tu wrócimy i nadrobimy zaległości. Woleliśmy się udać w kierunku Nowego Zamku oraz Kalwarii…
Zabudowania Starego Zamku oglądane z bramy wejściowej na teren muzeum.
Baszta Himmelreich – fragment fortyfikacji Starego Zamku.
Kiedy znaleźliśmy się w centrum miasta i dotarło do nas jak wiele jest do zobaczenia oraz przejścia (!), wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie zobaczyć wszystkiego. Poza ścisłym centrum zdecydowalismy się więc na spacer ku Nowemu Zamkowi oraz – na koniec – przed zachodem słońca – ku Kalwarii. Skansen, czyli Muzeum Górnictwa na Wolnym Powietrzu, Klopačkę oraz podziemne trasy górnicze musieliśmy odpuścić, choć wiemy, że dla niektórych zwiedzających właśnie te obiekty mogą być bardzo interesujące oraz wyznaczające charakter Szczawnicy, to one bowiem przypominają o górniczej historii tego miejsca i okolicy. Tak czy owak – wszystko to jest do nadrobienia.
Nowy Zamek oglądany spod… Starego Zamku.
Nowy Zamek, zbudowany w XVI w., by lepiej bronić się przed zagrożeniem tureckim.
Odrestaurowana synagoga. Z tyłu budynku znajduje się mały taras widokowy.
Malownicze popołudnie w Bańskiej Szczawnicy.
Widok na kościół podominikański oraz górującą nad miastem Kalwarię.
Nasze wybory okazały się słuszne. Odległości między zabytkami, chociaż obiektywnie nieduże, jednak wymagały czasu, a słońce – choć przez kilka godzin świeciło pięknie – niestety w październiku, zwłaszcza wśród gór, nie może sobie pozwolić na zbyt późny zachód. Dlatego też kiedy o złotej godzinie znaleźliśmy się na szczycie wzgórza kawaryjskiego, nie mieliśmy wątpliwości, że wszystko potoczyło się właściwym torem. Najlepszym z mozliwych. Ale to już zupełnie inna historia…