Bardzo dobrze pamiętam czasy, gdy wróciwszy ze szlaku, lądowaliśmy z ojcem i bratem na bardzo zatłoczonym w sezonie letnim dworcu PKS w Zakopanem, by tam próbować wsiąść do autobusu jadącego do Bukowiny, gdzie mieszkaliśmy na kwaterze. Rzecz jasna, w owym czasie (a było to w latach 90-tych ubiegłego wieku) busy już kursowały, ale obsługiwały przede wszystkim trasy atrakcyjne dla turystów, PKS zaś nie nadążał.
Jak z czasem sytuacja ewoluowała – wszyscy dobrze wiemy, PKS-u nie ma (ba, nie ma już nawet dworca PKS!), a przewoźnicy prywatni zmonopolizowali transport w podtatrzańskiej metropolii, dyktując ceny nie zawsze racjonalne… Pamiętam również bardzo dobrze, jak podróżowało się wtedy busami. O dziwo, było ich wtedy jakby za mało, dzieci często więc podróżowały na kolanach rodziców, dziewczyny przytulały się do swoich wybranków nie tyle z pragnienia, ile z musu, wszystko po to, by do pojazdu jeszcze ktoś wsiadł. Jazda na stojąco była standardem… Dziś sytuacja jest nieco inna – zbiór zakopiańskich busów jest niepoliczalny (w sezonie; poza sezonem zbiór ten jest wybitnie ograniczony), a wzajemna konkurencja nie pozwoli, by ktoś brał więcej pasażerów niż ma miejsc w pojeździe (bo raczej nie o kontrolę inspekcji tutaj chodzi…). I tak od lat wielu charakterystycznym znakiem miasta Zakopane jest (najczęściej mocno zdezelowany) pojazd służący do przewożenia pasażerów, zwany busem właśnie. Ba, można by rzec, że powinien się on wręcz znaleźć w herbie miasta…
Spróbujcie usiąść przy jakimś zakopiańskim rondzie i liczcie przejeżdżające obok busy. Dajcie sobie minutę albo pięć, wynik i tak będzie zachwycający.
Busy we wszystkich możliwych kolorach i kształtach…
choćmimo wszystko „klasyka” króluje…
Jako że Zakopane i okolice słyną z wykorzystywania niemal każdej dostępnej formy reklamy, również i pojazdy służą jako doskonała powierzchnia reklamowa…
Nie jest trudno zgadnąć, który kierunek w sezonie ma największe „branie”… (pisaliśmy o tej trasie m.in. tutaj i tutaj)
Choć oczywiście nie wszyscy pasażerowie wiedzą, że busem nie dojadą do Morskiego Oka, a „jedynie” na Palenicę Białczańską…
Tabliczka uczciwie głosi: ” Palenica Białczańska przed Morskie Oko” 🙂
Sobota rano, poza sezonem. Samotny bus na Palenicy Białczańskiej.
W sezonie można spotkać busy z tablicą „Morskie Oko” nawet w bocznych uliczkach, kawałek od tzw. „rejonu dwórców”. Stojący obok kierowca zazwyczaj nawołuje i zachęca do skorzystania z jego usług… Cóż, tutaj chyba każdy ma swojego busa, dlaczego więc nie próbować zarobić?..
Tak czy owak od lat w sezonie ruch przy busach prezentuje się następująco…
Poza sezonem zaś jest cokolwiek inaczej (klik)…
Kiedyś (w zatoczce FIS, skąd przez wiele lat odjeżdżała większość busów) było nawet specjalne stanowisko z mikforonem, dzięki któremu już opuszczając dworzec PKS, każdy turysta słyszał, że „Kościeliska, Chochołowska, Morskie Oczko, Łysa Polanka” to właśnie stamtąd.
Teraz jest ciężej. Trzeba nawoływać z Placu Dworcowego… bez mikrofonu (póki co). Ogólnie kiedyś pod FISem było jednak nieco ciekawiej… Zawsze coś się działo. Nawet jak się nie działo lub pogoda nie dopisywała…
Każdy turysta wie – kierowcy busów to instytucja.
Gdy są w dobrym humorze – żartują, udzielają informacji. Gdy sytuacja jednak nie sprzyja, znaczy jest poza sezonem, a Was jest za mało, by kurs był opłacalny, ten sam kierowca niekoniecznie musi być tak uprzejmy, a cena za kurs może zaskoczyć (o tym również już kiedyś pisaliśmy).
Pewne rzeczy w Zakopanem czasami się zmieniają. Zatoczka FIS została de facto zlikwidowana, a miejsce odjeżdżania busów (obecnie Plac Dworcowy) oraz ich rozkład starano się nieco ucywilizować (choć jeśli chodzi o ten drugi, to były to zmiany raczej teoretyczne). Uruchomiono (póki co) dwie linie komunikacji miejskiej. Prywatny właściciel zlikwidował dworzec PKS… Miasto ma w planach (od lat) budowę nowoczesnego centrum komunikacyjnego i wierzmy, że może kiedyś i to się wydarzy. Naprawdę jednak nie sądzę, by w jakikolwiek sposób wiązało się to ze zmianami dotyczącymi lokalnej komunikacji „busowej”… Jest jak jest. Więc prócz irytowania się trzeba też po prostu… się śmiać. Ot, „folklor” taki.