Poprzedni tekst wprowadzał w temat i zajmował się pewnymi ogólnymi kwestiami, które nasunęły nam się podczas zapoznawania się z niedawno opublikowanym VI Rankingiem Schronisk Górskich czasopisma „n.p.m.”. Teraz będzie bardziej konkretnie, przede wszystkim na podstawie wad i zalet schronisk wypunktowanych w tabeli lub opisanych w artykułach towarzyszących rankingowi.
Czymś, co mnie osobiście bardzo drażni w rankingu „n.p.m.”, jest jakieś dziwne przekonanie o tzw. obiektywności. Cóż, może gdyby wszyscy testerzy odwiedzili wszystkie schroniska i to po kilka razy, to może wtedy (i tak z trudem) można by próbować mówić o obiektywizmie. O ile oczywiście udałoby się ustalić wspólnie oceny (!). Nawet jeśli to takie oczywiste dla testerów, że schroniska oferujące standard „przewyższający niejeden pensjonat” (cytat pochodzi z opisu Orlicy i Przysłopu pod Baranią Górą) dzięki pokojom z łazienkami i TV, zasługują na najwyższe noty, to kwestia odczuć związanych z jedzeniem, atmosferą, poziomem obsługi… może być naprawdę mocno subiektywna.
Zacznijmy jednak od (dosłownie) spędzającego sen z oczu zagadnienia ciszy nocnej w schroniskach (oraz atmosfery w nim panującej). Doskonale pamiętam, bo nie było to dawno temu, jak w Roztoce (tak, tej Roztoce, którą i my uznajemy za absolutny numer jeden wśród polskich schronisk) zdarzyło mi się uciszać odurzoną alkoholem grupkę, która raczyła się w jadalni do późna, na moje i ich nieszczęście „ściana w ścianę” z moim wieloosobowym pokojem. Umówmy się, kwestia przestrzegania ciszy nocnej jest problematyczna praktycznie wszędzie, zwłaszcza w weekendy. Nie znaczy to, że mnie to cieszy czy mi to odpowiada. Wręcz przeciwnie. Faktem jest jednak, że: po pierwsze ludzie hałasują; po drugie – ludzie po alkoholu hałasują jeszcze bardziej. Pojęcie ciszy i hałasu może być (jest?) względne… Nie mam oczywiście wątpliwości, że opisana w „n.p.m.” sytuacja głośnej imprezy do późna w wyjątkowo małym i specyficznie zbudowanym schronisku na Luboniu, dodatkowo z udziałem kogoś z obsługi, jest karygodna. Niezmiernie wiele zależy jednak od tego, jak trafimy. Przykład – sobotni nocleg na Turbaczu w pewną grudniową noc należał do kategorii absolutnie piekielnych. W potężnym (bądź co bądź) schronisku były trzy grupy zorganizowane, w tym jeden wieczór kawalerski. Dziki tłum w jadalni, na korytarzach, przed budynkiem; kolejki i poddenerwowana obsługa, muzyka puszczana zbyt głośno… O spaniu można było pomarzyć. Przyjaciel, który spał tam pierwszy raz, stwierdził, że to jakaś karykatura górskiego schroniska. Rok później ten sam dwuosobowy skład trafił na nocleg poniedziałkowy, kiedy to w wielkim gmachu spało około dziesięciu (?) osób. Magia, cisza, spokój. Tym razem podobało się, i to bardzo. Za pierwszym razem – wybitny „brak górskiej atmosfery” (jak to się określa czasami w tabeli rankingu „n.p.m.”), za drugim – wręcz przeciwnie.
Tak więc i owa kategoria „posiadania” czegoś, co intuicyjnie nazywamy górską atmosferą również może zależeć nie tylko od dobrych chęci obsługi czy wyglądu i położenia schroniska. Zwłaszcza gdy mowa o obiektach sporych i popularnych, takich jak np. Turbacz czy schronisko na Polanie Chochołowskiej. To ostatnie komentarzem w rankingowej tabeli („problem z górską atmosferą”) zostało pod tym względem „wyróżnione” podobnie jak Hala Miziowa (no, tam to faktycznie próżno szukać klimatu) czy Stare Wierchy, gdzie miał w jadalni huczeć telewizor (takich sytuacji też bardzo nie lubimy). Można by jednak odnieść wrażenie, że Chochołowska pod tym względem stoi gorzej niż molochy takie jak np. Odrodzenie czy Hala Szrenicka. Czy rzeczywiście tak jest? A może po prostu tester „n.p.m.” trafił na słaby wieczór w największym tatrzańskim schronisku?.. I choć – to prawda – kochamy małe schroniska i bacówki, to dalecy jesteśmy od uproszczenia, że tylko w kameralnych obiektach można doświadczyć górskiej atmosfery. Wszak np. schronisko na Skrzycznem – badź co bądź – do potężnych nie należy, a niegdysiejsza wizyta tam zostawiła w nas trwały uraz (m.in. z powodu zachowania obsługi czy raczej samego gospodarza oraz wyjącego w niewielkiej jadalni telewizora).
Kilkukrotnie w słabościach wspominany jest łazienkowy grzyb, ale tylko raz (w przypadku pienińskich Trzech Koron) jest zaznaczone, że „widać, że obsługa stara się z nim walczyć”. Pozwolę sobie zapytać, czy w innych przypadkach łazienek z grzybem testerzy też zastanawiali się/zwrócili uwagę, czy ktoś podejmuje jakieś działania mające na celu unicestwienie intruza? Czy zostało jedynie odnotowane: „grzyb”. A może w pienińskim schronisku miła obsługa zrobiła swoje i dobre wrażenie „rozlało się” nawet na niedoskonałości w łazience? Jeśli tak – bardzo dobrze! Zwracam jedynie uwagę, że łatwo kogoś pochwalić, a innego skrzywdzić.
W minusach dotyczących schroniska Szwajcarka (w Rudawach Janowickich) jest zaznaczone, że część bufetowa jest zamykana na noc, bo mieści się w osobnym budynku. Dlaczego podobnego komentarza nie ma przy bacówce na Okraju (w Karkonoszach)? Przy czym schronisko Szwajcarka, a dokładniej jej „bufetowa” część to zabytek z pierwszej połowy XIX wieku, który służy jako część gastronomiczna i (zazwyczaj) mieszkalna dla dzierżawców/obsługi.
Schronisko Szwajcarka, czyli dawny dworek myśliwski pruskiego księcia (1823 r.).
Noclegi dla turystów rzeczywiście są w osobnych budynkach. Innej opcji nie ma i pewnie nie będzie. Dla mnie w każdym razie, przy takim stanie rzeczy, nie ma niczego dziwnego w tym, że tamta część jest w nocy niedostępna. Bacówka na Okraju to natomiast jedyna bacówka-Moskałówka w naszych górach, gdzie część służąca zawsze jako bufet i jadalnia, będąca w swym założeniu sercem bacówki, została przerobiona na kompletnie pozbawioną charakteru świetlicę z lodówką stojącą obok kominka oraz – oczywiście – telewizorem. Obsługa i bufet z niewielką jadalnią znajdują się w budynku obok. Szczerze mówiąc nie wiem i nie chcę wiedzieć, jakie imprezy odbywają się w świetlicy bacówki na Okraju, zwłaszcza że prowadzi do niej droga asfaltowa (łatwo więc wwieźć w bagażnikach kartony wysokoprocentowego zaopatrzenia), a w bacówce nie widać nikogo z obsługi… Zresztą, z całą pewnością nie bez kozery budynek Moskałówki należy za każdym razem „zakluczać” (jak głosiła nie tak dawno informacja na drzwiach).
Przy schronisku na Hali Boraczej (Beskid Żywiecki) zaznaczono w plusach, że jadalnia jest dostępna całą dobę. Jestem prawie pewna, że pisał to ktoś, kto nie spał w jednym z pokoi, do których wchodzi się wprost z jadalni (tak, tak!). No chyba, że trafił akurat na wieczór, gdy nikt w niej nie przybywał zbyt późno i zbyt głośno…
Schronisko na Kudłaczach zostało skrytykowane za „nieadekwatnie wysoką cenę za pościel”, czyli 20 zł. Hmm, jestem na pewno „starej daty”. Wychodzę z założenia, że w schronisku najczęściej śpi się w swoich śpiworach (szczerze mówiąc, to również całkiem spory minus Roztoki, czyli „wpychanie” ludziom pościeli w cenie noclegu w mniejszych pokojach; nie lepiej zmniejszyć zużycie wody i prądu, a turystom zostawić wybór?). Wiele schronisk, zwłaszcza tych wysoko położonych ma problemy z wodą (nie wiem, jak ma się rzecz na Kudłaczach, ale jest to wielce prawdopodobne) i właśnie stąd biorą się ograniczenia w jej dostępności czy też ceny za pościel, które mają po prostu odstraszać „leniwców”, a wygodnickich zmuszać do minimalnego wysiłku, jakim jest zabranie ze sobą śpiwora (zdaje się, że w przypadku Kudłaczy większość nocujących dojeżdża w pobliże schroniska samochodem). Szczerze mówiąc, mnie podwójna cena (najczęściej koszt pościeli to faktycznie 10 zł) nie gorszy ani nie wścieka, bo w schronisku i tak z niej nie korzystam.
Bacówka pod Bereśnikiem, którą odwiedzamy od lat, naszym zdaniem się wcale tak bardzo nie zmieniła (te same bardzo skromne warunki sanitarne i noclegowe, doskonałe jedzenie, atmosfera górskiego schroniska mimo położenia nad kurortem, jakim jest Szczawnica), by dawne wspomnienie podium zamienić na miejsca w ostatniej dziesiątce z ostatnich dwóch edycji. Proszę wybaczyć, ale czy tester nie był może fanem bacówki z czasów poprzedniego (współ)Gospodarza, którego już kilka lat tam nie ma?.. No chyba, że nie o atmosferę, którą On współtworzył chodzi, tylko bardziej o zwierzaki wałęsające się po schronisku? (Może tester nie lubi?). Bo nic innego nie przychodzi mi na myśl. Jest oczywiście bardzo możliwe, że któraś (obie?) z wizyt była w weekend, kiedy faktycznie w bacówce bywa głośno również późnym wieczorem. Z tym, że jadalnia jest dostępna 24 h, a czy to nie zaleta wymieniona w tabeli przy wielu innych schroniskach?..
Wydawałoby się, że dość skrupulatnie wymieniono w tabelce wrzątek dostępny 24 h, ale czy na pewno? Ile razy jestem w Pięciu Stawach, warnik działa na okrągło. Czemu w rankingu brakuje tej informacji? Dodatkowo, jeśli chodzi o „Piątkę”, zwróciła moją uwagę kwestia krytyki cen noclegu („wysokie ceny noclegu, w szczególności uwzględniając standard pokoi”). Czy dobrze rozumiem, że gdyby dostępne były pokoje z łazienkami, 90 zł za miejsce w dwuosobowym nie bolałby tak bardzo?.. [Tak, jest aż tak drogo. Ale spróbujcie ten pokój zarezerwować! Chętnych nie brakuje]. Proszę mnie źle nie zrozumieć, daleka jestem od zachwytu nad cennikiem w Pięciu Stawach, jednak trochę go rozumiem. To najwyżej położone w Polsce schronisko jest niemalże okupowane przez sześć miesięcy ciągiem (nie wspominając sezonu sylwestrowego czy pięknych weekendów zimowych). To, co się dzieje tam w weekendy… Kto zna, ten wie. Jest ciasno. Głośno. Bywa strasznie wręcz. Tak, to już niestety ta pora, która po słowackiej stronie (i mam tu na myśli jedynie schroniska, a nie hotele górskie) nastała już kilkanaście lat temu – ceny wysoko muszą być… wysokie, na zasadzie pewnej zaporowości. Niestety. Smutne, okrutne? Być może. Ale niestety konieczne, bo inaczej, przy obecnym egalitaryzmie i boomie na wędrówki górskie, już w ogóle nie dałoby się nad tym zapanować… A tak, może choć część turystów zdecyduje o noclegu poza terenem Tatrzańskiego Parku Narodowego. (Swoją drogą o różnego rodzaju absurdach cenowych można by pisać sporo. No, bo czemu np. na Hali Miziowej, gdy chcieliśmy spać we dwójkę w pokoju czteroosobowym, otwarci – rzecz jasna na współlokatorów – powiedziano nam, że trzeba zapłacić za cały pokój, a gdy wzięliśmy pokój jednoosobowy, to musieliśmy zapłacić i tak za dwie osoby?..).
Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich.
Lista obiektów ocenianych przez magazyn „n.p.m.” pochodzi ze stron PTTK, nie wszystkie z nich są formalnie schroniskami (np. wszystkie obiekty w Bieszczadach), łączy je właściciel (szeroko pojęte PTTK; było o tym w poprzednim tekście) oraz położenie w górach. Jeśli dobrze rozumiem, ma je również łączyć stosowanie się do regulaminu schronisk PTTK. Pozostaje wierzyć, że tak jest… Czy jednak karcenie Gorczańskiej Chaty za to, że nie ma bufetu (z tego, co wiem, nigdy go tam nie było), jest w porządku? To może jednak oceniajmy również schroniska nad Łomniczką i na Zamku Chojnik, które nie udzielają noclegów? Oczywiście, pytanie jest przewrotne, bo każdy powie, że o ocenę noclegów przede wszystkim chodzi, ale… Przecież Gorczańska Chata nie jest otwarta non stop, bo jak głosi strona, może się zdarzyć, ze Chatkowy musi wyjechać na parę godzin, więc czy to mogłoby ją zdyskwalifikować, gdyby „nieogarnięty” tester zaszedł tam akurat w nieodpowiednim czasie, nie skontaktowawszy się wcześniej z Gospodarzem? (Faktem jest, że spotkaliśmy się też z człowiekiem, który tam trafił bodajże 2 stycznia br. i nie zastał żywego ducha ani informacji, a jako że zima była sroga w owym czasie, szukał noclegu gdzie indziej). Skoro jest wyrozumiałość w związku z tym, że charakter Gorczańskiej jest bliższy chatce studenckiej niż „zwykłemu” schronisku, to skąd krytyka za brak możliwości zakupienia jedzenia ?..
W tekście o Luboniu Wielkim jako o najgorszym schronisku z rankingu drażnią bardzo zdania: „charakterystyczna konstrukcja schroniska w kształcie wieży nie należy do nowoczesnych” oraz „przez ciemne ściany ze starego drewna, które pamięta odległe czasy, wnętrze wydaje się jeszcze mniejsze i bardziej klaustrofobiczne”. Chciałabym uprzejmie zwrócić uwagę autorowi, że ten przedwojenny budynek jest zabytkiem, co – całe szczęście – powoduje, że nikt zbyt łatwo go nie przebuduje na potrzeby pokoi z łazienkami. Owszem, jest to miejsce specyficzne, w pewnym sensie surowe i ma wiele mankamentów, które obiektywnie nie ułatwiają turyście życia (kwestia wody, sanitariatów; choć nie wierzę, że przy dzisiejszej technice i możliwościach właściciel, czyli PTTK nie byłby w stanie wprowadzić tu pewnych zmian, które byłyby w zgodzie z charakterem budynku i otoczeniem). Moim zdaniem, sam budynek jednak jest piękny i wspaniale, że tak oryginalne schronisko można wciąż odnaleźć w naszych górach.
Prawie jak chatka Baby Jagi, czyli schronisko na Luboniu Wielkim.
Może warto by i takie cechy schronisk czasami zauważać?..
Na koniec będzie jeszcze o dwóch bardzo popularnych schroniskach. Od trzech rankingów powtarzane jest stwierdzenie, że w schronisku na Hali Kondratowej jest jeden prysznic. A ja napiszę – niech będzie jeden, byle by był zadbany i czysty! To schronisko na terenie parku narodowego jest maleńkie i specyficzne i – mam nadzieję – takie pozostanie. [Nigdy tam nie spałam w sezonie i nigdy też w kolejce do łazienki nie czekałam. Taki był mój świadomy wybór, bo wiem, jak nieproporcjonalne tłumy potrafią Kondratową oblegać]. Choć, o zgrozo, i w parkach narodowych w Polsce potrafi się zastępować mniejsze budynki większymi, czego przykładem była budowa nowego schroniska na Markowych Szczawinach (trudno tu bowiem mówić o przebudowie). Co jednak z tego, że obiekt jest przestronny i został pochwalony w tegorocznej edycji za „bardzo dobre zaplecze sanitarne (część pokoi z łazienkami)”, skoro równocześnie testerzy wytknęli takie wady, jak: „problem z obsługą […], problem z utrzymaniem czystości w pokojach i łazienkach, bufet czynny krócej niż w standardzie”. Mimo tego obiekt znalazł się na wysokiej – bądź co bądź – 22-giej pozycji (na 63 w całym rankingu)… A ja powtórzę – niech będzie skromnie, ale czysto. Niech będzie przyjaźnie, po prostu. I niech schronisko pozostanie schroniskiem. Pomimo nas – tłumów, które chciałyby być w górach co tydzień. A może właśnie dla nas.
Dobry tekst :). Dla mnie ocenianie schronisk nie ma sensu. Liczą się dla mnie opinie gości, opowieści z obiektem w tle. Często te niezadowolenie z miejsca wynika z chęci oceniania z jednoczesnym brakiem poznawania. Gorczańska Chata przytoczona w tekście to nie brudne koce, to klimat, ludzie i wspomnienia stamtąd wyniesione. Nie da się poznać schroniska w Roztoce (teraz to bardziej hotel górski) bez poznawania ludzi, tych jednodniowy jak i stałych bywalców. Lubię to miejsce za msze w których uczestniczę. Nie wymagam spokoju w Dolinie pięciu stawów, tylko stoję w kolejce i podziwiam organizację wydawania posiłków. Dużo by wymieniać. schronisko, dla mnie, jak sama nazwa mówi jest schronieniem a coraz częściej wymagamy od nich standardu hotelowego.
Dobry tekst. Miło się czytało.
PolubieniePolubienie
Dziękujemy. Do zobaczenia gdzieś kiedyś w jakimś dobrym miejscu!
PolubieniePolubienie