Z dużym zainteresowaniem, uważnie i kilkakroć przeczytaliśmy i analizowaliśmy VI Ranking Schronisk Górskich opublikowany w sierpniowym numerze Magazynu Turystyki Górskiej „n.p.m.” oraz wszelkie artykuły, które go uzupełniały. Niestety, po raz kolejny przyszło nam do głowy, że to chyba nie nasz świat. Że kryteria i ich ocena w wielu miejscach różnią się od naszych, niekiedy wręcz bulwersują, kiedy indziej po prostu zaskakują lub są niezrozumiałe.
Przez wiele lat publikowaliśmy na blogu własny, subiektywny ranking, który obejmował absolutną większość schronisk górskich w Polsce, przy czym były to nie tylko obiekty prowadzone przez Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, ale również te prywatne lub będące dzierżawami niePTTK-owskimi (przestał w pewnym momencie obejmować chatki studenckie, jako że kryteria dotyczące schronisk nie przystawały do nich i klasyfikacja okazywała się mocno niesprawiedliwa). Warunki u nas się nieco zmieniły, w górach nie możemy bywać obecnie z taką częstotliwością jak przez wiele lat, a czasochłonna (bądź co bądź) zabawa w liczne tabelki i oceny, została przez nas odsunięta na rzecz artykułów tematycznych. Poza tym – jakkolwiek był to nasz subiektywny ranking – to i tak dopadały nas myśli o niedoskonałości tego typu form oceniania i klasyfikowania. Tak czy owak, temat samego rankingu „n.p.m.” oraz powiedzmy „problematyka” schronisk górskich w Polsce jest nam niezmiernie bliska, dlatego pozwolimy sobie na kilka nowych refleksji.
Z jednym musimy się zgodzić – tatrzańskie schronisko Roztoka jest właściwie… bezkonkurencyjne. A jeśli by szukać czegoś, co potencjalnie mogłoby stawać z nią w szranki, to na pewno nie wśród schronisk pod szyldem PTTK, tylko raczej w prywatnych, takich jak sądecka Cyrla. Choć – fakt faktem – i dla nas Roztoka od kilku ładnych lat jest faktycznym numerem jeden w polskich górach, jakkolwiek – umówmy się – schronisk idealnych po prostu nie ma, więc i do Roztoki można by się „przyczepić”, o czym będzie w kolejnym wpisie.
Na początek może jednak bardziej ogólnie. Otóż, porównując wyniki i oceny poprzednich rankingów „n.p.m.” wyraźnie widzimy dwie tendencje. Po pierwsze wielką szansę na skok w rankingu mają obiekty, gdzie odbył się remont, najlepiej gruntowny i najlepiej jeszcze związany ze zmianą gospodarzy. Poniekąd jest to zrozumiałe, zwłaszcza gdy z czegoś, co przypominało hotel robotniczy z czasów PRL-u, robi się miejsce, gdzie chce się przebywać. Szkoda tylko, że przede wszystkim zauważane są te zmiany z najwyższego „C”, czyli wyraźne podnoszenie standardu (to druga tendencja, ale wiążąca się z pierwszą), które objawia się pięknymi łazienkami w pokojach i nierzadko… dostępnym w nich telewizorem. Chwalone za wysoki standard są m.in. Orlica (po remoncie; 2.miejsce), Przysłop pod Baranią Górą (podobnie; 4. miejsce), Odrodzenie („część z nich [pokoi] to apartamenty z łazienkami i czajnikiem”), schronisko na Hali Miziowej („standard hotelowy pokoi z łazienkami”). Najłatwiej zauważa się „drastyczne”, pozytywne zmiany, tak jak w przypadku Orlicy i Przysłopu (potężne awanse w ciągu dwóch ostatnich rankingów). Działa efekt „wow!”, efekt nowości. To naturalne, ale może warto byłoby zachować jednak pewien umiar. Bo schronisko to wcale niekoniecznie przede wszystkim super pokoje „przewyższające standardem niejeden pensjonat”… Warto również oddać sprawiedliwość tym, która się im należy. Warto pamiętać, że właścicielami obiektów, o których mowa w rankingu są poszczególne spółki PTTK, takie jak np. „Schroniska i hotele PTTK «Karpaty»”, „Bieszczadzkie schroniska i hotele” (swoją drogą ta druga, wbrew nazwie, formalnie nie posiada żadnego schroniska; są to obecnie „obiekty”, cokolwiek to znaczy…), a nie dzierżawcy czy gospodarze, ani – tym bardziej – obsługa. W związku z tym drażni również nieścisłość w tabeli rankingowej, gdzie przy schronisku na Kudłaczach wymieniony jest „właściciel”. Osoby zorientowane w temacie wiedzą, że to skrót myślowy, jednak rzesze nieinteresujących się PTTK-owskimi niuansami turystów (a takich jest większość) takie sformułowanie wprowadza w błąd. Potem słyszy się często pytania i pretensje, dlaczego właściciele nie remontują czy nie inwestują. Ano, właśnie dlatego, że w wielu przypadkach ich ciężka praca i zaangażowanie i tak ledwo starcza na opłacenie nieraz horrendalnych czynszów dzierżawy (czyli pieniędzy, które trafiają do właściciela, tj. spółki PTTK), rachunków, pracy obsługi, bieżących napraw, koniecznych, najpilniejszych inwestycji. Bywa oczywiście różnie, ale nie oszukujmy się, większość remontów wymaga chęci i potężnego zaangażowania finansowego właśnie PTTK, no chyba, że dzierżawca jest z gatunku biznesmenów-inwestorów i sam zdecydował się na zawarcie umowy, gdzie remonty zostały wpisane w ustalenia dotyczące dzierżawy. Można więc z czystym sumieniem narzekać na dzierżawców i obsługę, jeśli w pokojach i łazienkach jest brudno, ale kwestia remontu części noclegowej czy sanitariatów już nie musi być taka oczywista. Tym bardziej, wydaje się, że na plusy zasługują te obiekty, gdzie nigdy nie będzie pokoi z łazienkami, ale skromne, proste schroniskowe pokoiki są zawsze czyste, na ile się da – funkcjonalne, estetyczne, a łazienki – posprzątane, że nie strach do nich wejść. Cieszy więc to, że tak wysoko w rankingu znalazła się bacówka na Maciejowej (3. miejsce), gdzie przecież o apartamentach nikt marzyć nie powinien. Bo, jak kiedyś powiedział dobry znajomy, który o pracy w schroniskach i prowadzeniu ich wie z praktyki bardzo wiele: „warto pamiętać, że schronisko to nie tylko wygodny materac pod du_ą”.
Bacówka PTTK na Maciejowej w Gorcach.
Nie mogę się zgodzić z zasadnością argumentu, że „czasy ascetycznej turystyki górskiej, z koszulą flanelową, całym dobytkiem na plecach i spaniem na podłodze powoli odchodzą w niepamięć” i dlatego właśnie podwyższone standardy schroniskowe bardzo dobrze dopowiadają na potrzeby choćby rodzin z dziećmi… My obecnie niemało wędrujemy po górach z małym dzieckiem i szczerze mówiąc, jako że dość dobrze znamy polskie schroniska (i wiele z nich uwielbiamy), póki co, z różnych przyczyn, zdecydowaliśmy się na nocleg jedynie w dwóch z nich. Są to obiekty, których nie znajdziecie w rankingu „n.p.m.” – jedno to Cyrla w Beskidzie Sądeckim, drugie – schronisko harcerskie Głodówka na polanie o tej samej nazwie, z najcudowniejszym widokiem na Tatry Wysokie. Jednak w żadnym przypadku nie żądaliśmy więcej niż mogliśmy w tych miejscach otrzymać. Wybór był świadomy i był swoistym kompromisem między niezobowiązującymi, skromnymi, ale bardzo schludnymi warunkami schroniskowymi, a byciem blisko gór. W obydwu przypadkach nie była to jedna, ale kilka nocy; w przypadku Głodówki już kilkukrotnie. Na wycieczkę lub pobyt w innym schronisku, zwłaszcza w weekend lub w środku sezonu, gdzie może być zbyt tłoczno i hałaśliwie, przyjdzie jeszcze czas. (Obecnie priorytetem jest wystarczająca wygoda dziecka i nasza, ale nie tylko. Bardzo dobrze pamiętamy nocleg w przedsylwestrowej aurze w Bacówce nad Wierchomlą, gdzie wyraźnie niewyspana para z naprawdę małym niemowlakiem zdawała się męczyć i siebie, i dziecko, i wszystkich dookoła. Rodzice na zmianę udawali się na narty na pobliskie stoki, a dziecko wyraźnie nie czuło się [w tych warunkach?] dobrze i płakało zarówno większość popołudnia/wieczora, jak i nocy). Gdy zaś szukaliśmy niżej położonego miejsca noclegowego, o wyższym standardzie, bez trudu (no, może nie całkiem, bo jednak plac zabaw przy obiekcie jest obecnie wielce pożądany) namierzaliśmy pensjonat czy kwaterę, która akurat odpowiadała na nasze potrzeby. Dlatego – po mojemu – niech schroniska będą jednak przede wszystkim schroniskami, nie zmieniajmy ich na siłę w pensjonaty. Pensjonat – dla mnie – nigdy nie zastąpi schroniska, a to właśnie dlatego, że w tym pierwszym bardziej szukam wygody i izolacji, a w tym drugim – atmosfery, bycia w górach, z ludźmi, którzy (jak się zdaje) odczuwają podobnie. Nikt mi nie powie, że pokoje z TV w schroniskach sprzyjają budowaniu czegoś, co nazywamy potocznie górską atmosferą. (I nie, nie jestem absolutnym radykałem, bo też oglądałam w schronisku na Polanie Chochołowskiej wygrany mecz Polska-Niemcy [październik 2014; takich rzeczy się nie zapomina], ale tam telewizor ustawiony w przestrzeni koło schodów [bynajmniej nie w jadalni!] miał tego wieczoru rolę wybitnie wspólnototwórczą). Jakkolwiek jeszcze bardziej niż telewizory w pokojach, drażnią mnie osoby, które uszczęśliwiają innych laptopami odpalanymi (zwłaszcza w jadalniach, ale nie tylko) przy włączonym na maksa dźwięku, po to, by następnie, bynajmniej nie posiłkując się słuchawkami, oglądać You Tube’a czy długo wyczekiwany finał słynnego serialu. Owszem, nikomu nie można zabronić dźwigania swojego ukochanego sprzętu z ekranem na wysokość 900 czy 1500 n.p.m. (nawet jeśli osobiście uważa się to za co najmniej dziwaczne, żeby nie powiedzieć dosadniej), ale wymaganie, by to nie ingerowało w przestrzeń i komfort innych turystów chyba nie jest już przesadą. (Temat ten, w nieco inny sposób poruszony w tym samym numerze „n.p.m.” w felietonie dotyczącym schronisk jako nie-skansenów, utwierdza mnie niestety, że chyba mogę jednak ze swoimi poglądami być w mniejszości. Otóż choć nigdy tak mi się nie wydawało, to okazuje się, że bliższa jestem „flanelowym” turystom, niż obecnemu mainstreamowi, czyli turystom z naszpikowanymi aplikacjami smartfonami, którzy chętniej spędzają czas w schronisku przed ekranem niż rozmawiając z innymi ludźmi czy konteplując widok z okna).
„Telewizor” w bacówce na Krawcowym Wierchu.
Podobnie, widać, że w rankingu wyróżnione wielokrotnie zostały miejsca, gdzie menu jest bardzo bogate. Szczerze mówiąc, w schronisku wspaniale jest zjeść smacznie, zwłaszcza przysmaki, których próżno szukać w restauracjach czy barach, ale osobiście nie wymagam pstrągów ani baraniny, zwłaszcza że raczej tanio wtedy nie będzie. Nie cieszą mnie również „bogate” menu, ale składające się z bardzo przeciętnych propozycji. Lepsze cztery naprawdę dobre dania, niż szereg takich odmrażanych w mikrofali. Kuchnia też nie równa kuchni, czasami ograniczone menu związane jest z możliwościami niewielkiego zaplecza i tradycyjnego pieca opalanego drewnem. O tym również warto pamiętać, gdy w weekend trochę zbyt długo czekamy na posiłek w bacówce.
Kończąc ten wpis, myślę sobie, że jestem bardzo niesprawiedliwa, bo dla nas w kontekście rankingów schronisk ważne były również m.in. położenie (cisza, widoki, genius loci) oraz walory estetyczne samego budynku. No, a przecież taki Przysłop ani położeniem, ani architekturą to mnie nigdy nie zachwyci… Nie jest to, rzecz jasna, „wina” obecnych dzierżawców, którzy i tak chyba dokonują swoistego cudu zmartwychwstania, ale fakt jest faktem.
Ciąg dalszy bardzo subietywnych refleksji nastąpi w kolejnym wpisie. O schroniskach w różnych kontekstach można u nas poczytać np. tutaj:
Gospodarze, turyści i schroniska – trójkąt (niekoniecznie) bermudzki
Równica i Morskie Oko, czyli dodatek do dyskusji o przyszłości schronisk
Prymat zdobywania nad obcowaniem
oraz we wszystkich wspisach z tagiem ranking schronisk.