Beskid Sądecki też magiczny

Czekając na zimowe wyjazdy w góry, kolejne wspomnienia wróciły, a wraz z nimi mały wyrzut sumienia. Bo właściwie dlaczego jeszcze o Beskidzie Sądeckim więcej nie było?..

Jesienny widok znad Rytra na ruiny zamku.

Góry to niby „zwyczajne”, niby bliskie (bo z tak różnych stron można w nie ruszyć), nawet jak ktoś nie był, to i tak pewnie kojarzy a to Jaworzynę Krynicką (chcąc-nie-chcąc), a to – nawet jeśli tylko z opowieści – Bacówkę nad Wierchomlą, Cyrlę i jej kuchnię, czy Chatkę pod Niemcową. Patrząc z jednej strony tego pasma, Pieniny są na wyciągnięcie ręki, a Tatry tylko nieco trochę dalej (i wyżej..), z drugiej zaś – we wschodniej części witają nas cerkwie, a Beskid Niski zamyka ogromną część horyzontu. Góry to przyjazne – można się zabawiać w długie, męczące wędrówki, a można też pójść na spokojny spacer z maluchami. Schronisk jest sporo, a na dole wszelkich kwater jeszcze więcej – z noclegami więc nie ma problemu. Co więcej, kilka z tych miejsc zasługuje na więcej uwagi…

W drodze do Złockiego.

I tak Bacówka nad Wierchomlą, znajdująca się nie aż tak duży rzut beretem od Jaworzyny Krynickiej, jest – jak większość bacówek – miejscem magicznym. O owej odległości  (latem z Jaworzyny do bacówki max. 1,5h) warto pamiętać, gdyż schronisko pod Jaworzyną, także cenami ZNACZNIE się różni od tego, czego wielu turystów, zwłaszcza „plecakowych”, szuka w górach – warto więc przejść ten kawałek dalej. Nad Wierchomlą jest przytulnie, klimatycznie, a jeśli pogoda nie kaprysi zanadto można się tam nasycić przepiękną panoramą Tatr widzianą wprost z okien jadalni (lub sprzed niej – tam piwo po całodziennej wędrówce smakuje doskonale). Schronisko niedawno wyremontowało sanitariaty, co jest tylko kolejnym plusem na długiej liście zalet tego miejsca. Nam osobiście marzy się, by przy następnym pobycie wypożyczyć z bacówki biegówki i więcej pokręcić się po okolicy właśnie w ten sposób.

Bacówka nad Wierchomlą.

Widok z okna jadalni.

Chyba jedyną poważną wadą bacówki jest jej bliskość względem kompleksu narciarskiego, który w zimie skutecznie zakłóca ciszę potężnej przestrzeni w jego sąsiedztwie…

W tym miejscu trzeba też wspomnieć o samej Jaworzynie Krynickiej, którą jeśli jest się  zimowym piechurem, najlepiej omijać szerokim łukiem. Mocno zdewastowany wszelką infrastrukturą (nazwijmy ją umownie „piwno-golonkowo-wyciągową”) szczyt, zimą pokazuje swoje ekstremalne oblicze – hałas wszelkiej maszynerii, dźwięki dochodzące z licznych głośników, tłok, woń alkoholu unosząca się niczym smog nad pstrokatymi narciarzami i nieustanna walka, by ktoś na nas nie wjechał (i nie chodzi  bynajmniej o – słusznie zabronione zresztą w każdym cywilizowanym świecie – chodzenie po stoku).

Ktoś szuka panoramy Beskidu Niskiego?..
Przy górnej stacji kolejki na Jaworzynie Krynickiej.

Trzeba w każdym razie uważać, a trafienie w szlak w kierunku Muszyny w takich warunkach może być niezłym zadaniem (najciekawszą „wskazówką”, jaką usłyszeliśmy od pracownika jednej z karczm było: „To nie czas na szlaki! Zapadniecie się po pas!”. Cóż, „zapadaliśmy się”, co najwyżej, po kostki :). Czuliśmy się tam w każdym razie jak kosmici, jak obcy, którzy wylądowali na innej planecie, chcąc podziwiać jakieś widoki, nie zauważane najwyraźniej przez „tubylców”. Nie rozumiemy tego i nie lubimy. Wolimy cieszyć się zimą i górami w inny sposób.

Widokowa końcówka szlaku dochodzącego do bacówki nad Wierchomlą.

Na szczęście Beskid Sądecki jest całkiem spory, więc jest gdzie chodzić zarówno latem, jak i zimą. W całkiem sporej ilości miejsc spotkamy tu buczynę. Oczywiście dla kogoś, kto porówna ją z lasami Beskidu Niskiego jej skupiska tutaj nie muszą być imponujące, jakkolwiek jest i – jak to buczyna – bywa niezwykle malownicza. Sporo spotykamy widokowych polan, jeszcze więcej prześwitów, które często są tuż obok ścieżki prowadzącej lasem. Raz otwierają się nam widoki na Tatry, innym razem na Beskid Niski. Pieniny widziane z perspektywy Pasma Jaworzyny zdają się nie być nawet podnóżkiem dla najwyższych polskich gór… Samych widokowych szczytów jest jednak stosunkowo niewiele, a pełnej panoramy nie zobaczymy nawet z najwyższego szczytu, czyli Jaworzyny. Na Radziejowej natomiast stanęła kilka lat temu wieża widokowa, która szukającym panoram 360° nieco zrekompensuje ich głód.

Diabelski kamień przy czerwonym szlaku na Jaworzynę.
Widok z Jaworzyny Kokuszczańskiej.
Na tle Tatr wyraźny zarys Wysokiej w Małych Pieninach.
Widok na Tatry i Pieniny z Wielkiego Rogacza (po prawej, nad świerkiem – Trzy Korony).
A na Radziejowej, obok wieży straszy pamiątka z przeszłych czasów
(tysiąclecie Państwa Polskiego + rzekomy jubileusz PTTK – jakie ciekawe połączenie :).

Bezwzględną zaletą Beskidu Sądeckiego jest to, że prócz kilku popularnych miejsc, które zwłaszcza w sezonie bywają „okupowane”, na większości szlaków trudno o tłum, a wiele z nich jest po prostu pustych. Nie będzie to jednak na pewno szlak dojściowy do Chaty Górskiej Cyrla. Nie ma chyba osoby, która po spróbowaniu tutejszego jedzenia, nie zechciałaby wrócić. Zarówno tych, którzy tylko przechodzą, jak i gości nocujących Gospodarze zdają się traktować z tą samą, szczodrą serdecznością. To plus doskonała kuchnia zdaje się od dawna być znakiem, który firmował Gospodarzy najpierw w schroniskach, których byli dzierżawcami, a od niemal dziesięciu laty w owym magicznym miejscu, które stworzyli nad Rytrem. Zakrawa na ironię, że po raz kolejny świetny górski klimat jest niemalże na wyciągnięcie ręki, a nie gdzieś w totalnej głuszy. I cieszy tak bardzo, że Cyrla na tym nie traci. Dla jednych będzie celem samym w sobie („wyprawa” na obiad), dla innych, zwłaszcza wieczorem stać się może przystanią po długim dniu wędrówki…

Cyrla w zimowej aurze.

Cyrlowe klimaty 🙂
Dwa z owych „straszliwych” stworzeń na tle nowej części Cyrli.

Tu mała dygresja. Na pewno, jak każde schronisko, które położone jest stosunkowo blisko cywilizacji, Cyrla jest narażona na osoby, a zwłaszcza całe grupy, które tego typu miejsca traktują wyłącznie jako wystarczająco oryginalną knajpę (czy hostel). Zdaje się jednak, że aktualnie problem ten nie dotyczy jedynie łatwo dostępnych obiektów – można chyba zaobserwować rosnącą modę na różnego typu – mniej lub bardziej zorganizowane – spotkania towarzyskie ludzi (którzy nawet nie chcą udawać, że góry ich interesują) w schroniskach czy  na bazach namiotowych, których jedynym celem jest tak zwana integracja… Nam podczas wizyty na Cyrli dane było dobrze odpocząć w ciszy i spokoju, no i – rzecz jasna – doskonale pojeść. Wierzymy, że nie raz jeszcze będzie nam dane wrócić, a klimat Cyrli zawsze się obroni.

To jednak nie koniec opowieści o sądeckich schroniskach. Nie sposób nie wspomnieć o Hali Łabowskiej. Mieliśmy okazję spędzić tam noc w świątecznej atmosferze – była choinka, kominek, świece i miła obsługa. Schronisko zyskało niedawno widokowy taras, z którego można podziwiać Beskid Niski i generalnie trochę się dzieje. To dobrze, bo bywało chyba różnie.

Schronisko na Hali Łabowskiej. Z widokiem na Beskid Niski.

 Po drugiej stronie doliny Popradu, w Paśmie Radziejowej znajduje się Chatka pod Niemcową. Miejsce, o którym się słyszy, jeśli ktoś chodzi po Beskidach; kultowe i drogie wielu osobom. Chcąc więc poszukać owego słynnego klimatu, stwierdziliśmy, że w naszym przypadku lepiej będzie tam dotrzeć poza sezonem (druga połowa października). Nasz optymizm okazał się być jednak mocno przesadzony, choć mieliśmy informacje, że ma być pusto, koniec końców, chatka była pełna. Cóż, jest to prawo chatki. Szkoda tylko, że wypełniali ją młodzi (gimnazjum?) ludzie, którzy nie za bardzo zważali ani na siebie (to ich sprawa), ani na innych (to już nie tylko „ich”sprawa). Gdy wstawaliśmy o wschodzie słońca, by zacząć kolejny długi dzień, młodzież rozpoczynała kolejną fazę imprezy. Abstrahując od tego doświadczenia, musimy stwierdzić jeszcze dwie rzeczy – po pierwsze, chatka jest położona rzeczywiście sielsko, po drugie, w chatce jest brudno. Piszę „jest”, a nie „było”, gdyż niedawno rozmawialiśmy z pewną osobą, która podobnie jak my (bez osobistych sentymentów, ale i bez uprzedzeń), chciała „przekimać” na Niemcowej, by po prostu zobaczyć, jak tam jest. Osoba ta powiedziała dokładnie to samo: naprawdę fajna chatka, pięknie położona, ale niestety brudna. I nie jest prawdą, że tego typu miejsc nie da się utrzymać w czystości. (Niech pozytywną kontrą będzie tu choćby przykład Pietraszonki – gdzie nie tylko jest czysto i schludnie, ale również nocne nasiadówki nie eliminują możliwości snu dla tych, którzy padają po całym dniu (naprawdę da się!). Więcej o owej chatce we wpisie ze stycznia 2011 – O Beskidzie śląskim (nie) tylko pozytywnie ).

Buddyjskie chorągiewki modlitewne przed Chatką pod Niemcową.

Wypada jeszcze wspomnieć o schronisku na Przehybie, choć przystępuję do tego z pewną trudnością… Nie nocowaliśmy tam, póki co. Przechodziliśmy kilkukrotnie natomiast, i nie możemy oprzeć się wrażeniu, że za każdym razem spotyka nas tam coś dziwnego. A to w środku dnia ludzie wyganiani są z jadalni, bo „będzie sprzątane”, a to pan w okienku (brzmi jakby dotyczyło pracownika urzędu, ale zapewniam, że trochę tak to wygląda, prócz tego, że  na Przehybie schylać trzeba się okrutnie, a w większości urzędów już nie…) jest – znów – wyjątkowo niemiły. Pomidorówka z zarastającym widokiem na Tatry i Pieniny była całkiem, całkiem, ale to niestety za mało, by zostawić dobre wspomnienie. Hmm, a może to ten maszt jakieś złe fale tam powoduje?…

 Schronisko na Przehybie. Jakoś tak nie-tak…

Jako ostatni, ale bynajmniej nie najmniej ważny czy interesujący, wymienię dom z duszą, czyli bacówkę pod Bereśnikiem. Położona nad Szczawnicą, znów – niby blisko cywilizacji, a więcej tam gór i klimatu niż w niejednym wyżej położonym obiekcie. Widoki z bacówki mają moc – Pieniny, Tatry, częste morza chmur, malownicze opłotki… I nawet Szczawnica ze swoim nieszczęsnym Hutnikiem tak bardzo nie drażni, ba, nocą można zrobić piękne zdjęcia. W bacówce dzieje się dużo i ma ona oczywiście swoich wiernych fanów, nie wspominając o ambitniejszych kuracjuszach, którzy odwiedzają schronisko w ciągu dnia (nie tylko z powodu widoków, ale również z powodu bardzo dobrego jedzenia). Często jednak można trafić tam – nawet w sezonie! – na ciszę, spokój i po prostu się zakochać. O Bereśniku jeszcze będzie, bo na to zasługuje.

Dom z duszą.

Widok ze szlaku do bacówki pod Bereśnikiem na Pieniny (po prawej Trzy Korony) i Tatry. W dole dolina Dunajca i Szczawnica.

To jeszcze nie wszystko, wszak Beskid Sądecki to również piękna architektura, jak na przykład cerkiew w Złockiem…

 czy owa mała kapliczka w przysiółku Przysłop (przełęcz na wschód od Dzwonkówki), zbudowana na miejscu domu, który został spalony wraz z jego mieszkańcami przez Niemców w 1944…

Wiele jest jeszcze do zobaczenia, do odkrycia, także w różnych aurach pogodowych. Teraz jednak przyzwoitość i miłosierdzie nakazują kończyć ten wpis, więc może jeszcze kilka zdjęć z prawdziwie zimowych, bajkowych jak dla nas klimatów, którymi zaczarowały nas liczne polany w Paśmie Jaworzyny (szczególnie Jaworzyna Kokuszczańska, ale nie tylko). Takiej zimy w górach i Wam, i sobie życzymy z całego serca.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s