Czyli o jedzeniu, klimacie, widokach…
Kulinarny hit roku: jedzenie w schronisku „Jagodna” – „zemsta Göringa” (dla lubiących pikantne) oraz „racuchy jagodne” (uśmiechnięte i pogodne – dla tych, co lubią na słodko) – PYSZNE, do syta, i niedrogo!
Nierozczarowanie roku: Andrzejówka. Jakkolwiek pewnie nie jest bez znaczenia, że byliśmy tam poza sezonem, poza weekendem, w niemal pustym schronisku. Tak czy owak na podkreślenie zasługuje fakt, że przyszliśmy po całodziennej wędrówce z plecakami i pewnie nie musieliśmy wyglądać na takich, co to zostawią sporo pieniędzy za schroniskowe jedzenie i picie, ajent zaś (usłyszawszy na swoje pytanie odpowiedź, że tylko jedno z nas było tu kiedyś i to dość dawno temu), potraktował nas niczym gości hotelowych – zaprowadził do pokoju, poinformował o ważnych sprawach typu ciepła woda, bufet itd. Było to zwyczajnie bardzo miłe. Nie musimy mówić, że cały wieczór był bardzo sympatyczny i smaczny:) Andrzejówka zdecydowanie wygrywa również asortymentem piwa czeskiego, tak lanego, jak i butelkowego. W końcu – jak dla nas jedyne prócz Sowy – schronisko gdzie leją Opata!
Andrzejówka i Waligóra.
Intrygujące zmiany… ukazała nam Stara Roztoka. Tak się złożyło, że ostatnio byliśmy tam jeszcze za dawnych gospodarzy, potem co nieco słyszeliśmy, ale zeszło nam, nim znów wędrując po okolicach, zajrzeliśmy. Co się okazało – jest dobrze. Schronisko sprawia wrażenie gościnnego i funkcjonalnego. Jedzenie jest baaaardzo smaczne, co potwierdziliśmy nie tylko my (zupa czosnkowa, ser smażony), ale również rodzinka z małym brzdącem, któremu też wszystko smakowało i to bardzo. Są zniżki dla PZA i… Alpenvereinu(!). Ekran w jadalni wisi, ale prognoza migała na drugim, który znajduje się koło bardzo przyjaznej kuchni turystycznej, a więc poza zasięgiem wzroku. Brawo! Jeśli tak jest na stałe, to gratulujemy. Naprawdę nie widzimy potrzeby, by w schroniskowych jadalniach wzrok ściągany był przez (taki czy inny) „telewizor”… Roztoka zdaje się nieźle łączyć fakt bycia schroniskiem tatrzańskim (a więc bardzo popularnym) z tym, że wychodzi naprzeciw turystom, i to nie tylko niedzielnym. Jak się śpi w nowej Starej Roztoce, mamy nadzieję sprawdzić w tym roku.
Doskonałe rozwiązania przestrzenne: Pasterka – przyjaźnie zagospodarowana przestrzeń poddasza; godne pochwały „kazamaty”, w których nie obowiązuje cisza nocna, co potencjalnie powinno uwalniać resztę schroniska od gwaru pijaczącego się i/lub głośnego danego wieczoru towarzystwa.
Do poczytania w powiększeniu:)
Widok ze schroniska, który nikogo nie pozostawi obojętnym – czyli widok z odpowiednich okien w nowym schronisku nad Morskim Okiem. O, tak.
Niezapomniane: morze mgieł na Szczelińcu…
Ciekawa panorama: sprzed Kasparovej Chaty (Orlické hory) – zachód i wschód słońca z Masywem Śnieżnika na wyciągnięcie ręki, Jesenikami nieco dalej i Bóg-wie-iloma-jeszcze sudeckimi pasmami. Warto wstąpić choćby na chwilę.
Żal… bacówki na Jamnej, która czeka na nowego właściciela. Cokolwiek będzie, tamtej Jamnej już nie ma.
Uwaga, która nie dotyczy schronisk, ale podróżowania owszem – ten rok rozkochał nas do reszty w kolejach czeskich. Miłośników tego lepszego kolejowego świata nie brakuje, ale jeśli ktoś jeszcze nie wierzy, że jeżdżenie pociągami może być atrakcyjne, przyjemne i bezstresowe, niech sam sprawdzi. Poza tym sieć czeskich kolei potrafi znacznie usprawnić męczące nieraz podróżowanie w naszych górskich okolicach – przykład: zamiast jechać z Gór Kamiennych w Karkonosze przez Wałbrzych, udaliśmy się w podróż przez Czechy – sprawniej, bezpieczniej i ciekawiej. Oto kraj, w którym można się przesiadać nawet, jeśli rozkład pokazuje, że będziemy mieć na to jedynie trzy minuty. No i dworcowe knajpki – gdy jest za mało czasu, by zwiedzać, a za dużo by gapić się na peron – nie ma lepszej opcji. [Polecamy kopalnię praktycznych wskazówek – Poradnik dla podróżujących po Czechach].
Last but not least, powód do wdzięczności: zwycięska i w pełni profesjonalna walka z dwoma kleszczami w Bereśniku. Wielkie DZIĘKUJĘ. (Z tego, co usłyszeliśmy, nie byłam wyjątkowa…).