…życzymy, by było pięknie i owocnie. A rok nowy – lepszy. Z całego serca.
Piernikowa szopka na Hali Lipowskiej (2013 r.).Kategoria: różności
Wozy vs. meleksy a ochrona przyrody, czyli czym do Morskiego Oka
Nie jestem wojującym ekologiem, podobnie jednak jak – zdaje się – sporo ludzi, obserwuję dyskusję wokół „koni z Morskiego Oka”. Czytam, słucham, nie muszę nawet specjalnie szukać – temat jest łatwo dostępny, popularny i wzbudza emocje. Zasadniczo większość ludzi zgadza się co do tego, że konie nie powinny być męczone, wszak nikt normalny nie czerpie przyjemności z tego, że inna żywa istota cierpi. Sama jednak definicja tego, co koniom sprawia trudność i ból, różni się w zależności od tego, kto ją prezentuje. Podobnie jak problem, co dalej z końmi, jeśli wozy rzeczywiście znikną oraz co zamiast (meleksy?) – wozacy swoje, ekolodzy swoje, park swoje.
Czytaj dalej „Wozy vs. meleksy a ochrona przyrody, czyli czym do Morskiego Oka”
O ratownictwie górskim słów kilka
Płatne ratownictwo górskie w Polsce? Tak. Dlaczego? Bo potrzeba jego wprowadzenia jest wprost proporcjonalna do rosnącego ruchu turystycznego na naszych szlakach. Głupota i nieodpowiedzialność części osób udających się w góry nie jest natomiast ani dobrym, ani wystarczającym usprawiedliwieniem, by ryzykować życie innych osób, a także niejednokrotnie marnotrawić cenne środki materialne.
W Czechach (2)
W Czechach
W Czechach, bo tu odpoczywamy. Bo tu cieszy nas mnóstwo zwykłych rzeczy, miejsc, detali, ludzi; o krajobrazach i zabytkach nie wspominając. Bo lubimy – nie tylko kremową pianę spływającą po kuflu piwa, niuanse językowe i sklepy zamykane zbyt wcześnie. Coś więcej, czego się dopiero uczymy; co czai się gdzieś między szczerym śmiechem a melancholią, pasmami gór, których nazw nigdy pewnie nie poznamy, a kolejnymi stacjami kolejowymi…
By choć trochę podzielić się tym, jak widzimy ten kraj, czasem pojawiać się będą na blogu pojedyncze zdjęcia, nie zawsze z jakąś wybitną historią w tle (zazwyczaj bez). Powolutku, bardzo powoli, układać się będzie z tego obraz „naszych” Czech…

Aby życie zawsze zwyciężało śmierć…
Sentymentalnie o… talerzach
Zamiast końcoworocznych podsumowań i wyliczania, proponujemy nietypową podróż w przeszłość:)
Wspomnienie
Spotykaliśmy Go kilkukrotnie, po obydwu stronach Tatr. Ostatni raz we wrześniu. Z autobusu relacji Zakopane-Poprad w Tatrzańskiej Jaworzynie wysiadło całkiem sporo osób, głównie młodych, nierzadko dumnie eksponujących różnoraki sprzęt. Prócz rodaków, objawili się i Słowacy, którzy przyjechali autobusem od strony Smokovców. Jak na Dolinę Jaworową naprawdę niezła gromadka – wręcz szok. Już wysiadając, prawie wpadliśmy właśnie na Niego, po czym ruszyliśmy dziarsko w stronę doliny. Choć wyprzedzaliśmy część osób, to nie podejmowaliśmy pościgu za tymi, którzy byli z samego przodu – postanowiliśmy być wierni swojemu tempu. Po jakimś czasie minął nas On, który początkowo był na samym końcu. Wszystko, co ze sobą miał, mieściło się w maleńkim plecaku. Po kilku chwilach widzieliśmy, jak sprawnie wyprzedza wszystkich po kolei. Nie mieliśmy wątpliwości, że harpagany z przodu też nie będą mieć z Nim szans.
Władysław Cywiński zginął miesiąc później, w swoich Górach.
Zakopiańskiej jednoaktówki ciąg dalszy
Scena V
Słowacja, Tatrzańska Łomnica, letnie popołudnie. Dwoje turystów z plecakami łapie stopa w kierunku Łysej Polany.
Ona: Jedzie czarny mercedes. Łapać?
On: Łap wszystko.
Ku zaskoczeniu turystów samochód zatrzymuje się. Na rejestracji widnieją litery „KTT”. Turyści – nauczeni doświadczeniem wcześniejszych podróży z mieszkańcami powiatu tatrzańskiego – wymieniają porozumiewawcze, ostrzegawcze spojrzenia, zaś drzwi od strony kierowcy otwierają się.
Zakopiańska jednoaktówka
Scena I
Zakopianka; wrzesień, piątek przed północą. Środek transportu publicznego do Zakopanego jedzie przepisowo. Od Szaflar ciągnie się luźny sznur samochodów. Trzy z czterech mają rejestrację zaczynającą się od litery W.